Artur Bartkiewicz: Wybory prezydenckie 2025 wygrał strach. Co dalej?

Wybory prezydenckie z 2025 roku wygrał w Polsce przede wszystkim strach. I zadaniem nowego prezydenta będzie uśmierzenie tego strachu, który po 1 czerwca nadal będzie towarzyszył niemal połowie Polaków.

Publikacja: 01.06.2025 21:01

Karol Nawrocki i Rafał Trzaskowski

Karol Nawrocki i Rafał Trzaskowski

Foto: PAP

Przed II turą wyborów prezydenckich duopol w Polsce pokazał swoje najgorsze oblicze – obie strony prześcigały się nie w argumentach za swoim kandydatem, lecz przeciwko jego rywalowi. Polska lewicowo-liberalna miała wybrać Rafała Trzaskowskiego, żeby nie dopuścić do władzy obciążonego licznymi mniej i bardziej mrocznymi plamami w życiorysie Karola Nawrockiego. Z kolei dla Polski konserwatywnej nawet udział Karola Nawrockiego w ustawce pseudokibiców czy niejasności wokół przejęcia mieszkania Jerzego Ż. były do przełknięcia (ba, z udziału w ustawkach w ostatnich dniach kampanii uczyniono niemal cnotę, dowód, że kandydat jest człowiekiem silnym i będzie „bił się za Polskę”), byle prezydentura nie dostała się w ręce zastępcy Donalda Tuska. Wyborców prawicy przekonywano, że będzie to równoznaczne z podporządkowaniem Polski Brukseli i Berlinowi (w wersji łagodnej) lub wręcz z likwidacją państwa polskiego (w wersji skrajnej, prezentowanej m.in. przez Grzegorza Brauna).

Czytaj więcej

Wybory prezydenckie w Polsce: II tura. Relacja na żywo

Na początku kampanii Karol Nawrocki zapowiadał, że jest kandydatem, który ma zakończyć wojnę polsko-polską. Rafał Trzaskowski przez długi czas również starał się dystansować od ciągnącego się od dwóch dekad konfliktu PO–PiS. W decydującym momencie okazało się jednak, że obie strony tego starcia nie mają lepszego pomysłu na politykę niż dolewanie benzyny do ognia i pogłębianie rowu, jaki dzieli Polaków na dwa plemiona, z których każde uważa to drugie za – w najlepszym przypadku – szkodliwe dla Polski, a w najgorszym – za zdrajców. Ileż razy słyszeliśmy zapewnienia, że w kolejnej wyborczej odsłonie tego konfliktu jedna bądź druga strona wzbije się ponad ten podział, próbując budować mosty, a nie wznosić kolejne zasieki. I zawsze kończy się tak samo. Koniec wojny polsko-polskiej? Owszem, ale pod warunkiem, że pole bitwy zostanie usłane kośćmi tych drugich. A na razie wytoczymy kolejne armaty. 

Spór jest naturalnym elementem polityki, ale ten serwowany nam przez KO i PiS zaczyna być destrukcyjny dla państwa. Instytucje mające być wentylami bezpieczeństwa w systemie politycznym są upartyjniane, co przy zmianie układu rządzącego prowadzi do ich paraliżu (Trybunał Konstytucyjny) bądź głębokiej destabilizacji (Sąd Najwyższy). Zamiast utrwalania procedur stanowiących o sile państwa mamy walkę na kruczki prawne (jak przy zmianie prokuratora krajowego czy przejęciu kontroli nad mediami publicznymi przez obecną większość rządzącą). Prawo pisze się nie po to, by usprawnić działanie państwa, lecz by utrudnić życie drugiej stronie, jeśli ta przejmie władzę (vide poszerzenie uprawnień prezydenta przy nominowaniu ambasadorów). 

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Wybory prezydenckie 2025 – jakiej wizji potrzebuje dziś Polska?

Co oznacza wynik wyborów prezydenckich?

Wynik zbliżony do remisu, na który wskazuje badanie exit poll, oznacza, że na nowego prezydenta poczekamy jeszcze kilka godzin. Już teraz można jednak stwierdzić, że jest to co najmniej żółta kartka dla rządu Donalda Tuska. Po zaledwie półtora roku rządów koalicja rządząca jest „zużyta” władzą niemal tak jak PiS po ośmiu latach. W efekcie jej kandydat na prezydenta, przygotowujący się do tej roli de facto od pięciu lat, walczy jak równy z równym z kandydatem, którego jeszcze pół roku temu większość wyborców nie znała. I nie dlatego, że Karol Nawrocki miał spektakularną kampanię – bo nie miał. Siłą kandydata popieranego przez PiS była obietnica odsunięcia od władzy obecnej większości wiązana z jego zwycięstwem. 

Ten remis jest też dowodem na to, że samym strachem i rozliczeniami Donald Tusk i jego obóz nie są w stanie utrzymać władzy. Polacy są wyraźnie rozczarowani tym, że nie widać, w którą stronę zmierza obecny rząd. Tusk mówił kiedyś, że jeśli ktoś ma wizje, to powinien iść do lekarza. Ale w 2025 roku, w obliczu przemian cywilizacyjnych, trzęsącego się w posadach ładu międzynarodowego i niepewnej przyszłości Europy i świata, Polacy ewidentnie takiej wizji – i przede wszystkim jej realizacji – oczekują. Jeśli koalicja rządząca nie odrobi tej lekcji, przegra z kretesem wybory parlamentarne w 2027 roku. 

Wybory prezydenckie: Czy następca Andrzeja Dudy zrobi to, czego nie udało się obecnemu prezydentowi?

Przed następcą Andrzeja Dudy jest jedno ważne zadanie – powinien zrobić wszystko, by ta kampania była ostatnią tak mocno opartą na strachu. Prezydent w systemie politycznym jest tym, który powinien próbować łączyć społeczeństwo dzielone przez rywalizujące ze sobą partie. Powinien wyciągać rękę do wszystkich Polaków. Powinien szukać tego najmniejszego wspólnego mianownika narodowego porozumienia. Bo niezależnie od tego, jaką drogę widzimy dla Polski, wszyscy chcemy dla naszej ojczyzny jak najlepiej. Powinniśmy się spierać, ale przy tym szanować. Tymczasem trudno nie odnieść wrażenia, że z każdym kolejnym rokiem zamiast się zbliżać, oddalamy się od siebie.

Andrzej Duda nie potrafił pogodzić Polaków. Czy jego następca zdoła to zrobić?

Przed II turą wyborów prezydenckich duopol w Polsce pokazał swoje najgorsze oblicze – obie strony prześcigały się nie w argumentach za swoim kandydatem, lecz przeciwko jego rywalowi. Polska lewicowo-liberalna miała wybrać Rafała Trzaskowskiego, żeby nie dopuścić do władzy obciążonego licznymi mniej i bardziej mrocznymi plamami w życiorysie Karola Nawrockiego. Z kolei dla Polski konserwatywnej nawet udział Karola Nawrockiego w ustawce pseudokibiców czy niejasności wokół przejęcia mieszkania Jerzego Ż. były do przełknięcia (ba, z udziału w ustawkach w ostatnich dniach kampanii uczyniono niemal cnotę, dowód, że kandydat jest człowiekiem silnym i będzie „bił się za Polskę”), byle prezydentura nie dostała się w ręce zastępcy Donalda Tuska. Wyborców prawicy przekonywano, że będzie to równoznaczne z podporządkowaniem Polski Brukseli i Berlinowi (w wersji łagodnej) lub wręcz z likwidacją państwa polskiego (w wersji skrajnej, prezentowanej m.in. przez Grzegorza Brauna).

Pozostało jeszcze 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Gorzkie zwycięstwo Karola Nawrockiego
Materiał Promocyjny
Renters, czyli dopalacz deweloperski. Korzyści dla firm ze współpracy z liderem najmu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Wybory wygrał Jarosław Kaczyński. Czy Donald Tusk jest skazany na porażkę?
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Na kłótniach Karola Nawrockiego z Donaldem Tuskiem zyska Sławomir Mentzen
Komentarze
Daria Chibner: Donald Tusk i Rafał Trzaskowski nie rozumieją Polaków
Materiał Promocyjny
Obiekt z apartamentami inwestycyjnymi dla tych, którzy szukają solidnych fundamentów
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po wyborach prezydenckich dopiero zrozumiemy, czym jest polaryzacja