Obejmując 20 stycznia władzę, Donald Trump zapowiedział początek „złotego wieku” w historii Stanów Zjednoczonych. I faktycznie, przez ledwie sześć miesięcy zmienił swój kraj tak bardzo, że trzeba mówić o nowym „wieku” Stanów Zjednoczonych.
Ale czy jest on „złoty”? Wątpliwości można mieć z wielu powodów. Na plan pierwszy wysuwają się rządy prawa i demokracja. Ameryka była od dziesięcioleci liderem wolnego świata. Ale dziś jej przywódcy popierają takie populistyczne i nacjonalistyczne ugrupowania, jak Alternatywa dla Niemiec i nie stronią od ingerencji w wybory w innych krajach, jak w Polsce.
Z kraju łowiącego talenty świata USA stały się państwem organizującym łapanki imigrantów
W samych Stanach dzięki przychylnej mu większości w Sądzie Najwyższym Donald Trump przejmuje coraz więcej kompetencji przypisanych w Konstytucji innym organom władzy. Być może najlepszym przykładem jest polityka handlowa, która była dotąd domeną Kongresu. Teraz o cłach decyduje w pojedynkę Donald Trump. Wykorzystał to do rozpętania globalnej wojny handlowej, w dużym stopniu wymierzonej w dotychczasowych sojuszników USA. Z tego powodu Stany Zjednoczone, które po drugiej wojnie światowej zbudowały podwaliny globalizacji, zdają się być jej grabarzem.
Trump ma nadzieję, że w ten sposób doprowadzi do renesansu produkcji w USA. Na razie jednak o poprawie koniunktury trudno przesądzić. Co prawda indeksy giełdy nowojorskiej biją rekordy, bo nie spełniły się najgorsze scenariusze inwestorów. Ale też rosną obawy o wypłacalność Ameryki: kompleksowa ustawa finansowa (Big Beautiful Bill) poprzez masowe cięcia podatków utrwala wysoki deficyt budżetowy w kraju, który jest już zadłużony po uszy. To wywołuje zaniepokojenie rynków finansowych, czego wyrazem jest słabnąca siła dolara i coraz wyższa rentowność amerykańskiego długu.
Czytaj więcej
Zadowolenie z polityki imigracyjnej prezydenta Donalda Trumpa spadło do poziomu 41 proc., najniżs...