Nazywanie ukraińskiego przywódcy „dyktatorem” wywołało powszechne oburzenie. Wielka Brytania, Czechy, Francja, Niemcy, Finlandia, Norwegia, Kanada, a nawet Australia skrytykowały amerykańskiego prezydenta. Dania nie krytykowała, ale demonstracyjnie ogłosiła zwiększenie pomocy wojskowej dla Kijowa. Głosy sprzeciwu odezwały się nawet w samych USA, również w szeregach Partii Republikańskiej.
Tylko Kreml, J.D. Vance i Elon Musk wsparli Donalda Trumpa po jego ataku na Wołodymyra Zełenskiego
Amerykanina wsparł tylko Kreml oraz wierni pretorianie prezydenta USA: wiceprezydent J.D. Vance i Elon Musk. Ale już doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Waltz powiedział, że w całej tej awanturze chodzi po prostu o umowę o eksploatację ukraińskich zasobów surowców, w tym metali ziem rzadkich i litu, na podpisanie której nie zgodził się Zełenski. Problemem nie jest więc rzekome „dyktatorstwo” ukraińskiego prezydenta.
Przyznać jednak należy, że Musk – choć również atakował Ukraińca – nie odciął ukraińskiej armii dostępu do swojego Starlinka (który jest podstawą łączności obrońców na froncie), ani nie dopuścił do niego rosyjskiej armii.
Widząc powszechny opór Trump zaczął się wycofywać i swoje zarzuty ograniczył do wyliczania wydatków USA na Ukrainę (całkowicie bzdurnych) i domagania się nadal ukraińskich surowców. Ale dalsze publiczne ciągnięcie sporu oznaczałoby przyznanie się do porażki w sprawie „dyktatury Zełenskiego”, a tego miliarder-prezydent nigdy nie robi. Zastosował więc swoją zwyczajową taktykę.
Czytaj więcej
Wołodymyr Zełenski na arenie międzynarodowej płaci cenę w tych opiniach, które są wyrażane, za nielojalność wobec tych, którzy mu bardzo pomogli - mówił prezes IPN i kandydat na prezydenta Karol Nawrocki pytany o wypowiedzi Donalda Trumpa, który nazwał Wołodymyra Zełenskiego „dyktatorem bez wyborów” i „odnoszącym umiarkowane sukcesy komikiem”.