Oczywiście, zgodnie z bon motem Marksa historia po raz drugi powtarza się jako farsa – w tym wypadku jednak na pierwszy plan wysuwa się potężna dawka niegodziwości. Nie tylko wobec PiS, lecz przede wszystkim wobec ofiar stanu wojennego. Co czują dziś rodzice Piotra Majchrzaka, zabitego przez ZOMO w maju 1982 roku za noszenie opornika, boję się myśleć. Co czują entuzjaści Platformy, wpinając opornik w klapę? Sądząc po wysypie selfies w mediach społecznościowych, przede wszystkim frajdę.

Mnożą się więc nawiązania – a to KOD na kształt KOR, a to pikieta pod domem Kaczyńskiego na wzór tych urządzanych pod willą Jaruzelskiego, a to, niemal jak w fantastycznej akcji Regionu Dolnośląskiego „S" pokazanej w filmie „80 milionów", wyprowadzenie w ostatniej chwili budżetu z Kancelarii Prezydenta... Zdarzają się co prawda niekonsekwencje, wynikające pewnie z niedouczenia: prośby o „bratnią pomoc", które obecnie kierują pod adresem Berlina i Brukseli kolejni opozycyjni publicyści, z Bartoszem T. Wielińskim (na łamach „Süddeutsche Zeitung") na czele, w świętym czasie 1980-1981 słali raczej spanikowani towarzysze z KC... Ale to nic, czas przyjdzie na wszystko: spodziewam się nawet ortodoksów, którzy, nie bacząc na to, że rząd atakują niezmordowanie największe media prywatne, zdecydują się sięgnąć po instrukcje budowy powielacza.

Najdalej w tym imitacyjnym szale posunął się redaktor Wojciech Czuchnowski, który na swoim blogu wezwał żołnierzy do wypowiadania posłuszeństwa ministrowi obrony narodowej. Taki apel wydaje się nie do przelicytowania (w stanie wojennym skandowano jedynie pod adresem ZOMO: „Nie bij brata za pieniądze", niestety bez sukcesu), ale ostatnie tygodnie nauczyły nas, że nie ma granic fantazji obywatelskiej: czekam na Biuro Zagraniczne KOD w Brukseli, na Michała Piróga przerzucającego glamourową bibułę przez Tatry (koniecznie na rowerze miejskim!). Jerzy Stuhr, jak słychać, nie uważa za zły pomysł, by problem rozwiązać za pomocą przelewu krwi, a już szczególne nadzieje wiążę z prof. Magdaleną Środą zamawiającą mszę za wolną ojczyznę: jak wiadomo, stan wojenny sprzyjał nieoczekiwanym nawróceniom.

I kiedy już wydaje się, że od tego szaleństwa nie ma żadnej ucieczki, przychodzi ulga. Tak, będą jeszcze ulotki, zadymy, barykady z koszy na śmieci, będzie skandowanie podczas papieskich pielgrzymek i zapalczywe nocne dyskusje. Aż w końcu, po latach, ludzie „Wyborczej" sięgną po najszczytniejsze dla siebie tradycje i zdecydują się porozmawiać. Rozstawi się stół, wzniesie kilka toastów i zawrze historyczny kompromis. I kto wie, być może doczekamy czasów, w których Adam Michnik nazwie Antoniego Macierewicza i Zbigniewa Ziobro ludźmi honoru. Jest to – przyznajmy – jakaś satysfakcja.