Niby wszyscy wiedzieli, że Antoni Macierewicz cynicznie używa katastrofy smoleńskiej w celu budowania mitu politycznego PiS i dyskredytowania głównego przeciwnika, czyli Platformy Obywatelskiej, ale dzięki tajnym obradom, a nawet nieznanemu do końca składowi osobowemu komisji smoleńskiej, trudno było to stwierdzić na pewno. Dzięki mozolnej pracy Piotra Świerczka, dziennikarza TVN 24, teza o fałszowaniu materiałów zebranych przez śledczych i ekspertów byłego ministra obrony z PiS została potwierdzona.
Dokumenty i zdjęcia pozyskane z amerykańskiego instytutu NIAR i trzech innych eksperckich raportów zawierały informacje i analizy, które nie pozawalały na stawianie tez o zamachu czy wybuchu bomby. Przeciwnie – wynika z nich zupełnie inny obraz. Dla komisji Macierewicza niewygodny. A jeśli fakty przeczą tezie, tym gorzej dla faktów... Komisja schowała materiały, które zresztą sama najpierw udostępniła ekspertom, by dalej siać zamęt i rozpowszechniać tezy o spisku.
Czytaj więcej
Premier Mateusz Morawiecki został zapytany o pomijanie przez podkomisję Macierewicza dowodów, które wykluczały zamach w Smoleńsku. Odpowiedział, że za odwagę i konsekwencję Antoni Macierewicz powinien dostać medal.
Można pewnie powiedzieć, że Antoni Macierewicz, od lat mający opinię najbardziej zagorzałego mitotwórcy w PiS, poświęcił prawdę na ołtarzu dobra partii budującej smoleńską religię. A sam ciężko pracował, by fanatyczni zwolennicy spiskowej teorii mieli czym karmić swoje rozpędzone umysły.
Ale to nie wszystko. Praca komisji pochłonęła przez ponad sześć lat 30 mln zł z publicznych środków. A jak obliczyło Radio Zet, tylko od 11 kwietnia 2022 r., kiedy ogłoszono jej koniec, do sierpnia kosztowała podatników 541 tys. zł. Mimo że w tym czasie działać już nie powinna.