Zima daleko, ale wobec przykręcenia kurka z gazem przez Rosjan na kryzys energetyczny poważnie szykują się już Niemcy. Agencje prasowe obiegła właśnie informacja, że Hanower już teraz zaczyna oszczędzać energię. Miasto zakręca ciepłą wodę w budynkach publicznych – od mycia rąk w łazienkach po prysznice na basenach, w salach gimnastycznych i siłowniach. Wyłącza fontanny i nocne podświetlenie takich budynków publicznych, jak ratusz czy muzea.
Zimny prysznic w Hanowerze sam w sobie nie powstrzyma rozkręcającego się już w Niemczech kryzysu energetycznego, ale ma moc symbolu. Mobilizuje opinię publiczną i skłania każdego do zastanowienia się, co może zrobić, by wszyscy w miarę suchą stopą przebrnęli przez nadchodzące miesiące. A to stanie się możliwe, jeśli energię zaczną oszczędzać miliony ludzi.
Czytaj więcej
Miasta w Niemczech wyłączają światła punktowe na pomnikach , wyłączają fontanny i wprowadzają zimne prysznice na miejskich basenach i halach sportowych, ponieważ kraj próbuje zmniejszyć zużycie energii w obliczu nadchodzącego rosyjskiego kryzysu gazowego.
U nas niemieckie przygotowania do zimy obserwowane są z schadenfreude i poczuciem wyższości, czemu towarzyszy nasze narodowe prężenie muskułów. Wprawdzie już teraz węgla zaczyna brakować, ale na pewno będzie na zimę, zapewniają władze. Czynniki oficjalne podkreślają też, że w przeciwieństwie do Niemców, my w Polsce magazyny gazu mamy pełne. I tylko bardziej dociekliwi dowiedzą się, że owszem, są pełne, ale małe – pokrywają zużycie na ok. miesiąc. Minister klimatu dumnie zapewnia o sprzeciwie Polski na solidarne 15-proc. oszczędności gazu w Europie, do których wzywa Bruksela. I tylko dociekliwi dowiedzą się, że jego zużycie ze względu na wystrzał cen już zmalało w porównywalnym stopniu.
Atmosfera u nas jest – przy wszystkich proporcjach – jak przed laty: silni, zwarci, gotowi. Nie oddamy ani guzika. Władze, zamiast zachęcać do oszczędzana energii, paradoksalnie robią wszystko, by jej zużycie utrzymać. Bo taki efekt mają obniżki podatków – od benzyny przez prąd, na gazie skończywszy.
Czytaj więcej
Zaledwie nieco ponad 7 proc. ankietowanych Polaków uważa, że rząd "zdecydowanie dobrze" przygotował kraj na kryzys energetyczny. Znacząca większość poczynania władz ocenia krytycznie. Sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski.
Wiem, wiem, priorytetem jest tu „ścięcie” inflacji. I zahamowanie spadku notowań rządzącej partii. Jednak najnowszy jej wynalazek – deputat węglowy 3 tys. zł dla każdego, kto „czarnym złotem” pali – wzrostu cen nie powstrzyma, a nawet przyspieszy. A w wymiarze politycznym zamiast uspokoić nastroje już wywołał kwasy. Bo dlaczego – jak podnosi opozycja – mają być poszkodowani ci, którzy w trosce o zdrowie swoje i sąsiadów wymienili kopciuchy np. na piece na gaz?
W partyjnej wrzawie umyka nam konieczność oszczędności w obliczu coraz bardziej widocznego na horyzoncie kryzysu energetycznego. Największego od kryzysu naftowego z lat 70., który zmienił świat. Ten też zmieni. Tylko my tu nad Wisłą ciągle żyjemy złudzeniami, że on dotyczy innych, nie nas. I że bez większego wysiłku go ominiemy. Czy naprawdę musi nas za parę miesięcy obudzić zimny grzejnik, gdy energii faktycznie zabraknie?