Polka dokonała już rzeczy wspaniałych, jednak to podczas turniejów wielkoszlemowych ustalana jest sportowa i marketingowa wartość tenisisty. Wielkie Szlemy są najważniejszym punktem odniesienia, bez zwycięstw w nich nawet najdłuższa seria sukcesów w imprezach mniejszej rangi pozostanie po latach tylko ciekawostką dla statystyków.

Wydaje się, że Iga Świątek jest dobrze przygotowana do tego wyzwania, sportowo i mentalnie. Media mówią i piszą o niej jako o murowanej faworytce Roland Garros, bukmacherzy jej sukces obstawiają w ciemno, a z wypowiedzi samej tenisistki wynika, że zdaje sobie sprawę ze swego statusu i jej to nie paraliżuje. Nawet więcej – słychać w jej głosie pewność siebie nabytą po pięciu tegorocznych turniejowych triumfach. Trzeba mieć nadzieję, że roztrzęsiona z bezsilności i stresu dziewczyna z listopadowego finału Masters w Guadalajarze już nie wróci, że to przeszłość, którą pożegnaliśmy definitywnie, a łzy Igi Świątek będziemy oglądać jedynie po zwycięskich meczbolach, jak niedawno w Rzymie.

Czytaj więcej

Iga Świątek - gwiazda, jakiej od dawna nie było

Jej pierwszy triumf w Paryżu (2020) to był czas wielkiego strachu przed koronawirusem, turniej odbywał się jesienią, trochę na siłę, widzów na trybunach nie było. Rok temu, gdy przegrywała w ćwierćfinale z Greczynką Marią Sakkari też obowiązywały jeszcze covidowe obostrzenia. Teraz wraca może nie beztroska, ale jednak radość. Trybuny będą pełne, patrzeć na Igę będą wszyscy, bo gra efektownie, zachowuje sympatycznie i wyrasta na gwiazdę, której kobiecemu tenisowi bardzo brakuje. Iga Świątek nową Sereną Williams? Po tym, co widzieliśmy tej wiosny, żadne marzenie nie jest zbyt szalone.

Czytaj więcej

Roland Garros: Świątek i Hurkacz znają rywali