To nie jest dobra wiadomość dla osób, którym droga jest demokracja i rządy prawa. W ostatnich tygodniach Fidesz utrwalił w sondażach niewielką przewagę nad zjednoczoną opozycją i jej kandydatem na premiera Péterem Márki-Zayem. Jeśli wynik sondaży potwierdzi się w urnach w ten weekend, Orbán pozostanie u władzy. Tym bardziej że podział okręgów wyborczych jest mocno skrojony pod jego interesy.
To efekt dwóch czynników. Premier zdecydował się na dalsze zadłużenie państwa, byle obniżyć podatki, rozbudować subwencje socjalne i zapewnić Węgrom najtańszą benzynę w Unii. Kosztem Ukraińców wcielił się też w rolę obrońcy „węgierskich interesów”, nawet jeśli oznacza to utrzymanie bliskich relacji z krwawym dyktatorem, jakim jest Władimir Putin. Jako jedyny kraj we Wspólnocie graniczący z Ukrainą Węgry nie tylko odmówiły więc przekazania broni Ukraińcom, ale nawet jej przerzutu z innych państw. Wraz z Niemcami, Holandią i Bułgarią zablokowały też embargo UE na import nośników energii z Rosji.
Czytaj więcej
Rządzący Fidesz faworytem niedzielnych wyborów. Pomagają bliskie relacje węgierskiego premiera z władcą Kremla.
Taka polityka, jak podkreślił w niedawnym wywiadzie dla TVN 24 Andrzej Duda, będzie Orbána bardzo drogo kosztowała. Pod jego dalszymi rządami kraj czeka ostre zaciskanie pasa, by uniknąć bankructwa. Ceną flirtu z Putinem jest natomiast izolacja Węgier już nie tylko przez państwa Europy Zachodniej i administrację Joe Bidena, ale i kraje Europy Środkowej.
W tym tygodniu odwołano spotkanie ministrów obrony państw wyszehradzkich w Budapeszcie. To zapowiedź paraliżu organizacji zrzeszającej Polskę, Czechy, Słowację i Węgry. Dla władz w Warszawie utrzymanie twardego kursu wobec Kremla jest rzeczą fundamentalną. W Pradze i Bratysławie zacierają z kolei ręce na myśl o odcięciu się od budapeszteńskiego autorytaryzmu i powrocie do źródeł Wyszehradu: organizacji stworzonej dla ułatwienia integracji Europy Środkowej ze strukturami euroatlantyckimi i ich wartościami.