I nie chodzi tylko o to, że obóz rządzący w ostatniej chwili postanowił – wbrew orzeczeniom sądów – zalegalizować marsz czyniąc go uroczystością państwową. Tym razem chodzi o kontekst międzynarodowy – wobec sytuacji na granicy Polski z Białorusią każda wyciągnięta przed siebie otwarta dłoń uczestnika marszu, każde hasło w rodzaju słynnego „Europa będzie biała albo bezludna” prezentowanego na Marszu Niepodległości w 2017 roku, każda bitwa pod Empikiem i każde podpalone na trasie Marszu mieszkanie zostanie – nie miejmy złudzeń – bezwzględnie wykorzystane przez Mińsk i Moskwę, by pokazać: „zobaczcie jak wyglądają ci, którzy nie chcą pochylić się nad losem dzieci na granicy”. A i na Zachodzie nikt nie będzie bawił się w niuanse, dzielił włos na czworo i zastanawiał się, czy aby Rafał Trzaskowski nie sprowokował młodych patriotów jakimś pozostawionym na trasie marszu koszem na śmieci. W świat pójdzie jedynie sygnał, że polscy patrioci maszerujący w rządowym marszu demolują własną stolicę. A to byłaby katastrofa wizerunkowa w czasie, gdy staramy się o solidarność UE i NATO w związku z kryzysem na polskiej granicy.