Jerzy Haszczyński: Rozdział z historii Niemiec. 2005-2021

Angela Merkel osobiście pożegna się w sobotę z Polską w roli szefowej niemieckiego rządu.

Publikacja: 09.09.2021 21:00

Jerzy Haszczyński: Rozdział z historii Niemiec. 2005-2021

Foto: PAP/ EPA/CLEMENS BILAN

Nazywana najlepszym dla Polski kanclerzem Niemiec. I teraz, i na zawsze – nigdy już tak przyjaznego polityka na najwyższym stanowisku w Berlinie nie będzie. Sam tak czasem pisałem. Co do przeszłości, jest to niewątpliwie prawda. Konkurencja jest jednak niewielka. Przed Merkel w czasach wolnej Polski, a tylko o nich jest sens mówić, było dwóch kanclerzy. Helmut Kohl zaczynał nawet znacznie wcześniej, w 1982 roku, gdy u nas był jeszcze stan wojenny. A potem kluczył w sprawie uznania granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej oraz nie godził się na wydanie choćby marki na odszkodowania dla robotników przymusowych.

Jego następca Gerhard Schröder skończył jako sowicie opłacany PR-owiec Kremla.

W porównaniu z nimi dwoma nietrudno uchodzić za najbardziej przyjaznego Polsce. Choć z drugiej strony ich kanclerstwa nie można ograniczać do wspomnianych spraw. To za ich władzy decydowało się, czy Polska znajdzie się na Zachodzie, w tym w Unii Europejskiej. A przecież Niemcy w tej rozgrywce odegrali najważniejszą w Europie rolę. Merkel miała to dane na tacy.

Czytaj więcej

Merkel chce Polski w Unii. Przyjeżdża do Warszawy powstrzymać rozpad Wspólnoty

Jej zrozumienie dla naszych spraw miało wynikać i z tego, że wychowała się w NRD, pod moskiewską kontrolą, jak my, i z tego, że miała polskich przodków. Trochę prawdy może w tym być, choć kanclerze dbają o interesy Niemiec, a biografia jest o tyle użyteczna, o ile jest zgodna z prowadzoną przez nich polityką. O polskich korzeniach dowiedzieliśmy się zresztą dopiero wtedy, gdy Angela Merkel rozpoczynała drugą kadencję. Wcześniej, jeszcze w latach 90., gdy była ministrem u Kohla, wspomniała o tym, wyznając swoją fascynację Marią Skłodowską-Curie, ale nikt tego nie zauważył.

Reklama
Reklama

Tak czy owak Merkel przez 16 lat była najważniejszym politykiem Unii Europejskiej, w czasie gdy my dojrzewaliśmy jako państwo członkowskie.

Teraz odchodzi. Jej partia, CDU, prawdopodobnie trafi do opozycji. Czy każdy następny kanclerz będzie od niej gorszy dla Polski? Przyjmowanie takiego założenia nic dobrego nie wróży.

Rozdział w podręcznikach historii Niemiec o latach 2005–2021 będzie głównie o niej. Dokładnie w tych latach trwała też budowa rur z rosyjskim gazem. Czy Nord Stream, któremu się nie sprzeciwiła, to najważniejsze, co po niej w Polsce i w regionie zapamiętamy? Niektórzy przewidują, że skończy w jakiejś rosyjskiej spółce. Ja uważam, że nie. Że cynizm i chciwość nie pasują do jej biografii, a na politycznej emeryturze biografia ma znaczenie.

Nazywana najlepszym dla Polski kanclerzem Niemiec. I teraz, i na zawsze – nigdy już tak przyjaznego polityka na najwyższym stanowisku w Berlinie nie będzie. Sam tak czasem pisałem. Co do przeszłości, jest to niewątpliwie prawda. Konkurencja jest jednak niewielka. Przed Merkel w czasach wolnej Polski, a tylko o nich jest sens mówić, było dwóch kanclerzy. Helmut Kohl zaczynał nawet znacznie wcześniej, w 1982 roku, gdy u nas był jeszcze stan wojenny. A potem kluczył w sprawie uznania granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej oraz nie godził się na wydanie choćby marki na odszkodowania dla robotników przymusowych.

Reklama
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Relacje z Trumpem pierwszym testem, ale i szansą dla Nawrockiego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama