Choć o aferze mówiło się w Olsztynie od dawna, sprawy nie ruszały z miejsca. Miejscowa prokuratura nie umiała nawet utrzymać w tajemnicy miejsca i czasu przesłuchania jednej z kobiet, której zależało na anonimowości. Wszystko to, dziwnym trafem, natychmiast przeciekło do lokalnych mediów. Po publikacji "Rz" postępowanie przeniesiono do Białegostoku. Stąd, znów dziwnym trafem, wniosek o dane kobiet zeznających przeciw prezydentowi – z ich nazwiskami – trafił na jego biurko.
Małkowski to nie tylko ostatni szef cenzury w Olsztynie, ale i związany z SLD miejscowy VIP. Sprawa molestowanych kobiet jest też żywym dowodem na bezradność obywatela w Polsce lokalnej. Gdy ktoś jest ważny i zna wszystkich ważnych w mieście, to włos mu z głowy nie spadnie. Dlatego urzędniczki bały się zeznawać i zależało im na anonimowości. Dlatego Małkowski długo pozostawał bezkarny: ofiary czuły się zbyt słabe, by stanąć przeciw lokalnemu układowi władzy.
Zatrzymanie Małkowskiego może być więc źródłem satysfakcji. Nie tylko dlatego, że dopuszczający się przestępstwa ważny urzędnik może ponieść za to odpowiedzialność. Ale również dlatego że pokazuje, iż występowanie przeciw możnym Polski lokalnej ma sens.
Pytany o zatrzymanie Małkowskiego wicepremier i minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna, powiedział: "Zupełnie nie rozumiem, jak mogło do takiej sytuacji dojść. To kompromituje klasę polityczną".
Zgadzam się z panem premierem. Nie rozumiem tylko, dlaczego dotąd Olsztynem rządziła koalicja stworzona przez PO i ludzi prezydenta Czesława Małkowskiego. Czyżby olsztyńscy politycy Platformy byli głusi i ślepi?