Odpowiedź wydaje się prosta: bo naprawdę nie ma pieniędzy. Dzięki rozmaitym księgowym sztuczkom ministra finansów nie zdajemy sobie sprawy, do jakiego stopnia ich nie ma, ale możemy się domyślać, że właśnie brak pieniędzy jest główną wytyczną rządowych działań. A raczej niedziałań.

Czyż nie jest rzeczą charakterystyczną, że dwa jedyne sukcesy gabinetu Tuska polegają na tym, że nic nie zrobił? Nic nie zrobił w walce z kryzysem, to znaczy, nie wydał publicznych pieniędzy na wspieranie gospodarki. Nic nie zrobił też w walce z ogłoszoną przez WHO pandemią, to znaczy nie wydał pieniędzy na szczepionki, nie tylko na masowe szczepienia, w które wpuściły się pod dyktando Unii państwa zachodniej Europy, ale nie kupił nawet szczepionek dla grup ryzyka. W obu wypadkach mianownik sukcesu jest ten sam – rząd nie sięgnął do budżetowych pieniędzy. Nie sięgnął, bo był tak mądry, tak przewidujący, że od razu wiedział, iż Zachód się myli? Czy może dlatego, że po prostu nie miał do czego sięgnąć?

Skala rozmaitych oszczędności, począwszy od odebrania policjantom grzałek i papieru toaletowego po zapłacenie składki do UE unijnymi pieniędzmi (które i tak będziemy musieli wydać na cele, na które je otrzymaliśmy, albo zwrócić), każe podejrzewać, że raczej to drugie. Rząd stara się donieść do wyborów piramidę długów i pożyczek niczym akrobata piramidę talerzy. Co będzie, gdy w końcu ona runie?

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/01/19/czasy-pustej-kasy/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/link]