Skądinąd ciekawe, czy dziennikarze „GW” w ogóle zauważyli, jak bardzo „cisza wyborcza” na łamach „GW” różniła się tym razem od ciszy wyborczej na łamach „Rzeczpospolitej” i „Dziennika”. Ciekawe też, czy zauważyli to członkowie Państwowej Komisji Wyborczej oraz tak gorąco zapraszani przez publicystów „GW” do Polski niezawodni obserwatorzy OBWE.W każdym razie przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Ferdynand Rymarz w sobotnio-niedzielnym wydaniu „Dziennika”, odpowiadając na pytanie: „Wczoraj ważny polityk ogłosił, że poprze w wyborach pewnego kandydata. Czy moglibyśmy o tym napisać w dzisiejszej gazecie”, nie pozostawił cienia wątpliwości: „Nie. Ordynacja zabrania wszelkich form agitacji. A takową byłoby poinformowanie, że konkretna znana osoba popiera określonego kandydata”.Tymczasem na drugiej stronie sobotnio-niedzielnego wydania „Gazety Wyborczej”, w tekście zatytułowanym „Zanim zapadła cisza”, przytoczono kilkanaście agitacyjnych wypowiedzi polityków. A tuż obok wydrukowano felieton Bartosza Węglarczyka zatytułowany „Sprostowanie w trybie «Wyborczej», czyli... Kaczyński nie potrafi chodzić po wodzie”. Z kolei poniżej dorzucono zestaw haseł nadesłanych przez czytelników, między innymi takie: „Głosuj. Bo ci ukradną księżyc”. I tak strona po stronie: „Podsłuchy niekontrolowane”, „Wojna na orędzia w telewizji państwowej”, „PiS zagłuszyło TVP Info”, „Ostatni dzień kampanii wyborczej”, „CBA przychodzi o 6 rano”, „Czy premier wiedział, co pokaże Kamiński”.Prawdę mówiąc, nie podoba mi się ustanowienie w Polsce prawa o obowiązku zachowania ciszy przedwyborczej, bo jest anachroniczne i nie do wyegzekwowania na przykład w Internecie. Ale jeszcze mniej podoba mi się łamanie obowiązującego prawa, a już najmniej czynienie tego z pełnym hipokryzji zapewnieniem, że wszystko to robi się w trosce o jakość polskiej demokracji.