Jednak to nie rozmowy z PSL są dziś najważniejsze. Dużo bardziej istotna dla przyszłości jest dyskusja, która toczy się wewnątrz Platformy. Spór o to, czy zastosować opcję „miękką” i powołać niekontrowersyjny rząd, który w sposób miły i przyjemny dowiezie Donald Tuska do wyborów prezydenckich, czy też podjąć ryzyko i stworzyć gabinet wielkich i trudnych reform.

Oczywiste jest, że dla Polski korzystniejszy jest ten drugi wariant. Potrzebujemy rządu, który nie będzie się zajmował wyłącznie pokazywaniem uśmiechniętej, miłej, odmiennej od poprzedników twarzy. Jeśli Tusk chce rzeczywiście przybliżyć Polskę do Irlandii, musi od pierwszych chwil rozpocząć głębokie zmiany w gospodarce, administracji, służbie zdrowia. Nie może się obawiać bolesnych cięć w wydatkach. Powinien kontynuować walkę z korupcją i dokończyć lustrację. Nowa jakość w polityce kadrowej nie może się zaczynać od masowej wymiany PiS-owców na swoich. Potrzebne jest wprowadzenie przejrzystych i uczciwych zasad wyboru kandydatów na rozmaite publiczne funkcje.

Wielkie zadania wymagają trudnych decyzji. A trudne decyzje wymagają silnych osobowości i szerokiego poparcia. Dlatego lider Platformy Obywatelskiej nie może się bać otwarcia rządu na nowe środowiska i silnego umocowania w nim najbardziej wartościowych indywidualności Platformy. Oby Donald Tusk nie popełnił błędu Jarosława Kaczyńskiego, który marginalizował najsilniejsze osobowości w swojej partii. Oby tacy ludzie jak Bogdan Zdrojewski, Jarosław Gowin czy Marek Biernacki nie podzielili wkrótce losu Jana Rokity.

To prawda – wprowadzanie głębokich reform wiąże się z ryzykiem. Ale wielcy politycy nie mogą się tego obawiać. Donald Tusk ma dziś szansę, aby udowodnić, że jest właśnie takim politykiem.