Lekarz będzie ministrem zdrowia, rybak – rybołówstwa, skarbnik – skarbu, a gospodarki – gospodarz. Sęk w tym, że do rządu potrzebni są specjaliści od rządzenia, a kto ma nim być, jeśli nie politycy? Nie zastąpią ich absolwenci zarządzania.
Politycy w systemie demokratycznym muszą być reprezentantami zbiorowości, a jednocześnie umieć ją przekonać do swojego wyobrażenia o kształcie państwa. Są to niezwykle skomplikowane zadania wymagające nie tylko wyobraźni i rozsądku, ale szczególnych umiejętności i długich lat doświadczenia, którego dostarcza tylko działalność polityczna. Zakres odpowiedzialności ministra jest szeroki i rzadko znajdują się specjaliści, którzy są w stanie go objąć. Poza tym rząd powinien stanowić zespół, a nie federację resortów. Istnieją przypadki wynajmowania wybitnych specjalistów, zwłaszcza w dziedzinie gospodarki (przykład Balcerowicza), którzy jednak zwykle realizują program wypracowany wcześniej wespół z reprezentantami ugrupowania rządzącego. W wypadku departamentu sprawiedliwości pożądane jest wykształcenie prawnicze, natomiast wątpliwości budzi powołanie na jego zwierzchnika człowieka, który po zakończeniu kadencji powróci do swojej profesji, a więc do korporacji, od której w dużej mierze zależeć będzie jego kariera. Czy jako minister zaryzykuje działania, które naruszą jej interes? Czy będzie w stanie wyjść poza jej horyzont? Czy prawo jest dla prawników i przez nich powinno być stanowione?
Wyobrażenie o rządzie fachowców to niebezpieczna utopia merytokracji, władzy autorytetów, które osiągnęły poziom rozumienia niedostępny dla zwykłych śmiertelników.
Skomentuj na blog.rp.pl/wildstein