Dziś piszemy w "Rzeczpospolitej", że istnieją zeznania, wedle których generał miał swych żołnierzy namawiać do mataczenia w tej sprawie. Dotychczas prokuratura wzywała go jako świadka, teraz można jednak spodziewać się, że postawi mu zarzuty.

To kolejny przykład awansu, z którego rządzący będą musieli się wycofać lub przynajmniej gęsto tłumaczyć. Zastanawiająco wiele nominacji ekipy Donalda Tuska w resortach siłowych okazało się już nietrafnych. Wiceminister obrony narodowej Maria Wągrowska odeszła niecałe dwa tygodnie po powołaniu. Oficjalnie z przyczyn rodzinnych. Ale spekulowano, że prawdziwym powodem są ewentualne kłopoty lustracyjne pani minister i że Służba Kontrwywiadu Wojskowego miała odmówić jej wydania dopuszczenia do tajemnicy państwowej.

Niewiele dłużej stanowiskiem wiceministra obrony (z rekomendacji PSL) cieszył się generał Piotr Czerwiński. Także ów wojskowy – po moskiewskiej szkole pancernych – tłumaczył dymisję "względami osobistymi". MON oficjalnie nie podał powodów, wiadomo jednak, że Żandarmeria Wojskowa prowadziła dwa postępowania, w których pojawia się nazwisko generała i podejrzenia o przekroczenie uprawnień oraz o przyjęcie łapówki.

W ostatnich dniach zrezygnować musiał również – z przyczyn osobistych, a jakże – inny minister z rekomendacji PSL, tym razem w MSWiA, Tadeusz Nalewajk. Natychmiast po haśle "sprawy osobiste" pojawiła się spekulacja o jego kłopotach lustracyjnych.

IPN kończy prace nad umieszczeniem w katalogach informacji o zasobach archiwalnych na temat członków rządu. Niewykluczone więc, że takich dymisji będzie więcej. Być może więc rządzący powinni przed kolejnymi nominacjami uważniej przyglądać się "sprawom osobistym" i... prokuratorskim swoich ministrów? Zwłaszcza że kolejne dymisje łatwo mogą zburzyć strategię marketingową gabinetu Tuska, tworząc – być może pochopnie – wizerunek rządu złożonego z osób o niejasnej przeszłości i kłopotami z prawem.