Reklama

Olsztyn - kobiety w matni

Historia kobiet molestowanych przez prezydenta Olsztyna Czesława Małkowskiego - opisywana od wielu dni przez “Rzeczpospolitą” - coraz bardziej przypomina scenariusz ponurego filmu, którego kolejne sceny wcale nie zapowiadają szczęśliwego zakończenia. Wręcz przeciwnie, w miarę rozwoju wydarzeń bohaterki zdają się coraz bardziej wpadać w matnię. Tyle że jeśli na początku horror fundował im przełożony, to teraz czyni to prokuratura.

Publikacja: 13.02.2008 19:18

Urzędniczki z olsztyńskiego ratusza, dręczone przez brutalnego szefa, decydują się po wielu miesiącach ujawnić przestępstwo. Można się tylko domyślać, że nie przychodzi im to łatwo - muszą przezwyciężyć strach przed zwierzchnikiem, utratą pracy, ostracyzmem otoczenia. Poza tym do upokorzeń nikt chętnie się nie przyznaje. Nie ma się więc co dziwić, że liczą na anonimowość.

Potem zaczyna się drugi akt dramatu. Okazuje się, że instytucje, które z urzędu powinny je chronić, nie wywiązują się ze swych elementarnych powinności. Prokuratura w Białymstoku, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, ujawnia nazwiska ofiar i świadków przestępstwa.

Dlaczego tak się dzieje? Z nieuwagi? Niefrasobliwości? Braku wyobraźni? Bezmyślności? Braku profesjonalizmu? Karnista prof. Piotr Kruszyński podsumowuje rzecz krótko - czyn białostockich prokuratorów to patologia.

Bo nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby się domyślić, że kobiety zostały w ten sposób napiętnowane. Afera, w której zostały tak bardzo skrzywdzone, będzie się teraz za nimi ciągnąć jeszcze długo.

Można byłoby sądzić, że wywołany tymi wydarzeniami społeczny szok otworzy w końcu bardziej optymistyczny rozdział dramatu. Że dojdzie do katharsis. Że tak chętnie występujący przed kamerami minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, wytykający poprzednikowi brak profesjonalizmu, wyciągnie konsekwencje wobec podwładnych. Że przestanie się zajmować przede wszystkim popsutymi laptopami, stenogramami z tajnych obrad czy zagłuszanymi telefonami.

Reklama
Reklama

Niestety, na razie minister zdaje się bagatelizować sprawę prezydenta Olsztyna. Szkoda. Czyżby ta historia rzeczywiście miała być pozbawiona happy endu?

Urzędniczki z olsztyńskiego ratusza, dręczone przez brutalnego szefa, decydują się po wielu miesiącach ujawnić przestępstwo. Można się tylko domyślać, że nie przychodzi im to łatwo - muszą przezwyciężyć strach przed zwierzchnikiem, utratą pracy, ostracyzmem otoczenia. Poza tym do upokorzeń nikt chętnie się nie przyznaje. Nie ma się więc co dziwić, że liczą na anonimowość.

Potem zaczyna się drugi akt dramatu. Okazuje się, że instytucje, które z urzędu powinny je chronić, nie wywiązują się ze swych elementarnych powinności. Prokuratura w Białymstoku, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, ujawnia nazwiska ofiar i świadków przestępstwa.

Reklama
Komentarze
Estera Flieger: Kultura, głupcze. Dla Donalda Tuska to niestety tylko gadżet
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Wynik wyborów w Holandii nadzieją dla Europy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Spotkanie Donald Trump-Xi Jinping w Busan. Topór wojenny nie został zakopany
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: KO żartuje z poważnych spraw, a PiS śpi w skarpetkach
Materiał Promocyjny
Raport o polskim rynku dostaw poza domem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Hamlet po polsku – znieść dwukadencyjność czy nie?
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Reklama
Reklama