Bo kiedy padają pierwsze ofiary, szybko rodzą się wątpliwości. Wtedy nagle zapominamy, jak bardzo byliśmy dumni, gdy wysyłaliśmy polski kontyngent w miejsca zagrożone. Politycy najpierw ze smutkiem pochylają głowy, a potem ci, którzy akurat są w opozycji, zaczynają głośno pytać, czy aby na pewno warto płacić tak wysoką cenę. Na końcu zbiera się sporych rozmiarów chór zadający jedno pytanie: kiedy wreszcie przerwiemy misję tu czy tam.
W żadnym razie nie chcę umniejszać cierpienia rannych ani tragedii rodzin zabitych ( na szczęście w Kosowie żaden polski policjant jeszcze nie zginął). Uważam tylko, że od obserwatorów, polityków i komentatorów można wymagać dystansu i rozwagi. Bo jeśli Polska chce być poważnie traktowana przez społeczność międzynarodową, to sama też musi poważnie traktować swoje zobowiązania.
A przecież wszyscy chcemy, by nasze interesy były respektowane. Chcemy też, by nasza wolność była chroniona i by bezpieczeństwo naszego kraju było chronione także przez innych. Wzruszaliśmy się i cieszyliśmy, gdy wstępowaliśmy do NATO i Unii Europejskiej. Ale nie powinniśmy sądzić, że odtąd będziemy tylko korzystać z otwartych granic i napływających inwestycji.
Teraz nadszedł czas, że także my musimy wziąć na siebie kawałek odpowiedzialności za los reszty świata i za bezpieczeństwo innych. Poza tym musimy przyjąć, że także w naszym interesie jest to, by w Kosowie zapanował spokój, żeby al Kaida została rozbita, a w Iraku został zaprowadzony porządek. Ale to oznacza między innymi konieczność wysyłania polskich żołnierzy w niebezpieczne rejony świata. Choć trzeba liczyć się z tym, że tego typu misje pociągną za sobą ofiary. To cena ogromna, ale musimy być gotowi na jej zapłacenie.