Wydawałoby się, że niezależność Narodowego Banku jest w Polsce zasadą powszechnie uznaną. Swego czasu zwykła krytyka prezesa NBP Leszka Balcerowicza traktowana była jak rzecz niedopuszczalna. Dziś premier deklarujący się jako liberał rynkowy, dla którego niezależność centralnego banku powinna być oczkiem w głowie, dopuszcza się bezprecedensowego na tę instytucję nacisku.
Trudno bowiem inaczej nazwać blokadę powołania wiceprezesa NBP. Z niczym podobnym nie mieliśmy do czynienia przez cały okres funkcjonowania tej instytucji. Normą było, że na wniosek prezesa prezydent mianował jego zastępców, a premier kontrasygnował nominację. Premier Donald Tusk odmawia podpisu już prawie pół roku, nie wyjaśniając przyczyn swojego postępowania. Kandydat prezesa Sławomira Skrzypka prof. Witold Koziński wśród profesjonalistów cieszy się bardzo dobrą opinią. Natomiast brak obsadzenia ustawowego stanowiska wiceprezesa i spory na ten temat tworzą niedobrą atmosferę wokół najważniejszej instytucji bankowej w Polsce. A może właśnie o to chodzi.
W ściągach, które posłowie PO dostają od swojego szefostwa, jest również postulat dezawuowania prezesa Skrzypka. Fakt, że niepewność związana z NBP nie służy polskiej gospodarce, wydaje się rządzącym nie przeszkadzać. Główną metodą jest zarzucanie Skrzypkowi braku ekonomicznego wykształcenia.
Parę dni temu na posiedzeniu Sejmu poseł PO wytknął prezesowi NBP posiadanie magisterium z budowy mostów. Wyszedł, nie czekając na wyjaśnienie. Skrzypek tymczasem tłumaczył, że w USA zrobił MBA (odpowiednik polskiego magisterium) z ekonomii, nostryfikowane w Polsce, po czym w Krakowie ukończył podyplomowe studia bankowe. Wyjaśnił, że studia inżynieryjne były jedynymi, na które po wyjściu z więzienia w stanie wojennym go przyjęto. Ciekawe, że komentatorka "Gazety Wyborczej" zauważyła tylko ten element wyjaśnień i napisała, iż choćby były powody dla braku studiów medycznych, nie upoważnia to do leczenia pacjentów.
Posłowie PO dostają ściągi z Kancelarii Premiera. Od kogo ściągi dostają dziennikarze?