Biurokracja nas uszczęśliwi

Projekt ustawy o równym traktowaniu, do którego dotarła "Rzeczpospolita", można uznać za modelowy wręcz przykład fatalnego prawa. Niestety, jest on także typowym, chociaż skrajnym, przejawem tendencji krajów UE, aby drobiazgowo regulować wszelkie możliwe problemy.

Publikacja: 01.08.2008 22:28

Można odnieść wrażenie, że im bardziej rozluźniają się najgłębsze więzi kultury, czyli cały skomplikowany system niepisanych obyczajów, zasad i reguł organizujących funkcjonowanie zbiorowości, tym większa pasja, aby wszystko zapisać i skodyfikować. Oczywiście, im więcej ustaw tworzymy, im więcej spraw chcemy detalicznie i ostatecznie rozwiązać, tym bardziej ułomne i arbitralne są nasze regulacje. Tym większą władzę uzyskuje biurokracja.

Ustawa o równym traktowaniu reprezentuje dominujący dziś w Unii nurt "wyrównywania". Wszelkie różnice zostają uznane za przejaw dyskryminacji, a ta jest największym grzechem w tworzącym się dziś unijnym dekalogu. Natomiast polski projekt jest świadectwem, że administracja Donalda Tuska postanowiła akurat w tej dziedzinie stać się unijnym koryfeuszem. Fakt, że w tym kierunku podążają politycy deklarujący przywiązanie do tradycji wolnorynkowej, powinien zdumiewać.

W projekcie jest wszystko, co typowe dla złego prawa. Niezwykle mętne zapisy, które mają jakoby doprecyzować istniejące już w systemie prawnym normy (w Polsce funkcjonuje zakaz dyskryminacji) i tworzenie kolejnych rozbudowanych urzędów, które będą je nadzorować.

Oto parę przykładów fundamentalnych dla ustawodawcy kategorii. "Dyskryminowanie pośrednie – oznacza sytuację, w której na skutek pozornie neutralnego postanowienia (...) mogłyby wystąpić niekorzystne dysproporcje". "Molestowanie seksualne – oznacza każde niepożądane zachowanie o charakterze seksualnym (...) którego skutkiem jest stwarzanie wobec osoby (...) uwłaczającej atmosfery". Z tekstu projektu wynika, że tworzyć tę atmosferę można pozawerbalnie i pozafizycznie. Itd.

Ścigać owe mogące oznaczać wszystko zbrodnie będzie "minister". Będzie on "inicjował", "monitorował", "realizował", "udzielał informacji i pomocy", "organizował szkolenia i programy edukacyjne", "konferencje i badania" itp. Można by uznać, że ustawę tę przygotowano, aby przeciwdziałać bezrobociu. I byłoby śmiesznie, gdyby nie było ponuro. Bo w ten sposób psujemy prawo i państwo, niszczymy tkankę naszej kultury.

Reklama
Reklama

Można odnieść wrażenie, że im bardziej rozluźniają się najgłębsze więzi kultury, czyli cały skomplikowany system niepisanych obyczajów, zasad i reguł organizujących funkcjonowanie zbiorowości, tym większa pasja, aby wszystko zapisać i skodyfikować. Oczywiście, im więcej ustaw tworzymy, im więcej spraw chcemy detalicznie i ostatecznie rozwiązać, tym bardziej ułomne i arbitralne są nasze regulacje. Tym większą władzę uzyskuje biurokracja.

Ustawa o równym traktowaniu reprezentuje dominujący dziś w Unii nurt "wyrównywania". Wszelkie różnice zostają uznane za przejaw dyskryminacji, a ta jest największym grzechem w tworzącym się dziś unijnym dekalogu. Natomiast polski projekt jest świadectwem, że administracja Donalda Tuska postanowiła akurat w tej dziedzinie stać się unijnym koryfeuszem. Fakt, że w tym kierunku podążają politycy deklarujący przywiązanie do tradycji wolnorynkowej, powinien zdumiewać.

Reklama
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Relacje z Trumpem pierwszym testem, ale i szansą dla Nawrockiego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama