Łomanowski: Rosja zjada Białoruś

Aleksander Łukaszenko gwałtownie sprzeciwia się logicznym rezultatom własnego pomysłu.

Aktualizacja: 18.12.2018 21:42 Publikacja: 18.12.2018 18:42

Prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenko

Prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenko

Foto: www.president.gov.by

W 1998 roku, gdy białoruski lider entuzjastycznie podpisywał umowę zjednoczeniową z Rosją, w marzeniach widział już siebie na Kremlu jako następcę schorowanego i nadużywającego alkoholu rosyjskiego prezydenta Borysa Jelcyna.

Po 20 latach następca Jelcyna wystawił Łukaszence słony rachunek za jego marzenia. Teraz białoruski prezydent rozpaczliwie walczy o zachowanie suwerenności swego kraju – a właściwie jego resztek. Zadłużył go sam u rosyjskiego sąsiada tak, że w zasadzie Moskwa mogłaby go ogłosić bankrutem – gdyby tylko chciała. Wyprzedał już najważniejszą infrastrukturę przemysłową – Rosjanom, bo własnych kapitalistów zwalczał i zwalcza zaciekle. Równie zajadle przez prawie 20 lat tłumił wszelkie przejawy białoruskiego patriotyzmu, narzucając całemu krajowi poddaną niewielkim modyfikacjom radziecką jeszcze ideologię. Inna sprawa, że nie napotkał w tym ogromnego oporu.

Sam doprowadził do sytuacji, w której przedstawicielka rosyjskich nacjonalistów w kremlowskim aparacie władzy, była krymska prokurator Natalia Pokłonska, spokojnie może mówić w rosyjskiej telewizji: – Przecież Białoruś to Rosja. Tam mieszkają tacy sami ludzie jak my. Nasi ludzie.

Teraz kadra oficerska jego własnej armii z entuzjazmem mówi o ewentualnym zjednoczeniu z Rosją. Jakież bowiem w takim przypadku otworzą się dla niej możliwości awansu! Podobnie na moskiewski nacisk reaguje aparat urzędniczy. Nie wiadomo, co się dzieje w łukaszenkowskich służbach specjalnych. Ale ponieważ rosyjscy weterani KGB zawsze podkreślali, że – dzięki polityce Łukaszenki – w Mińsku czują się jak u siebie w domu, to można domyślać się, że i białoruska „gosbiezapastnost" nie zechce umierać za Batkę.

Były kołchoźnik został też sam na arenie międzynarodowej. Na ostatnim szczycie Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB) odwrócił się od niego nawet nielubiany przez Moskwę nowy lider Armenii Nikol Paszinian, którego Łukaszenko podburzał do wystąpienia przeciw Rosji.

Kreml żąda teraz całkowitego podporządkowania się i likwidacji białoruskiej państwowości. Do tej pory Batko zawsze się jakoś wykręcał sianem. Ale tym razem wszystko i wszystkich ma przeciw sobie. Należy więc się zastanowić, z kim będziemy graniczyli na wschodzie.

W 1998 roku, gdy białoruski lider entuzjastycznie podpisywał umowę zjednoczeniową z Rosją, w marzeniach widział już siebie na Kremlu jako następcę schorowanego i nadużywającego alkoholu rosyjskiego prezydenta Borysa Jelcyna.

Po 20 latach następca Jelcyna wystawił Łukaszence słony rachunek za jego marzenia. Teraz białoruski prezydent rozpaczliwie walczy o zachowanie suwerenności swego kraju – a właściwie jego resztek. Zadłużył go sam u rosyjskiego sąsiada tak, że w zasadzie Moskwa mogłaby go ogłosić bankrutem – gdyby tylko chciała. Wyprzedał już najważniejszą infrastrukturę przemysłową – Rosjanom, bo własnych kapitalistów zwalczał i zwalcza zaciekle. Równie zajadle przez prawie 20 lat tłumił wszelkie przejawy białoruskiego patriotyzmu, narzucając całemu krajowi poddaną niewielkim modyfikacjom radziecką jeszcze ideologię. Inna sprawa, że nie napotkał w tym ogromnego oporu.

Komentarze
Czas uważnie przyjrzeć się soszjalom
Komentarze
Michał Kolanko: Dla Lewicy sukces w sprawie wolnej Wigilii ma jednak gorzki posmak
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Uciekający kandydat na prezydenta, czyli falstart Karola Nawrockiego
Komentarze
Estera Flieger: Tylko IPN mi żal. PiS go właśnie likwiduje
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Komentarze
Ekshumacje na Wołyniu odblokowane. Dlaczego Ukraina odpuszcza akurat dziś?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska