Oczywiście, nie. Tak samo jest z partiami politycznymi, których funkcjonowanie też powinno być opłacane z budżetu państwa, gdyż – podobnie jak wymienione instytucje władzy – również one są elementami systemu politycznego naszego państwa.

Tymczasem z sondażu "Rzeczpospolitej" wynika, że zaledwie 6 proc. Polaków pochwala finansowanie ugrupowań politycznych z naszych podatków. Większość uważa natomiast, iż partie winny się utrzymywać ze składek członków (56 proc.), dobrowolnych datków sympatyków (19 proc.) i własnej działalności gospodarczej (11 proc.). A przecież jest chyba oczywiste, że pierwsza z tych metod finansowania jest właściwie niewykonalna, natomiast dwie pozostałe oznaczają niemal jawne zaproszenie do korupcji.

Ale też nie sposób nie zgodzić się ze zdecydowaną większością Polaków (88 proc.), że w czasach kryzysu dotacje budżetowe dla ugrupowań politycznych powinny zostać zmniejszone. Podobnie jak trudno nie przyklasnąć pomysłowi, aby nałożyć na partie obowiązek wydawania naszych pieniędzy w inny sposób: znacznie więcej na organizowanie spotkań z wyborcami (58 proc.), utrzymywanie biur i pracowników (27 proc.) oraz prowadzenie badań i sondaży opinii publicznej (26 proc.), znacznie mniej zaś na telewizyjne kampanie reklamowe (7 proc.). A już najlepiej byłoby, gdyby większość pieniędzy przeznaczano na to, co wyborcom opłaciłoby się najbardziej: kształcenie polityków i opłacanie pracujących dla partii ośrodków eksperckich (think tanks).

Tak czy owak, wydatków na partie polityczne nie unikniemy. Nie ma bowiem państwa bez polityki, a z kolei nie ma polityki bez polityków. Im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej dla nas. Ale też nie zapominajmy, że kto płaci, ten wymaga. Więc płaćmy i – koniecznie – wymagajmy.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/02/18/kto-placi-politykom-ten-wymaga/]Skomentuj[/link][/ramka]