Reklama

Eurowybory, czyli polskie prawybory

Zainteresowanie Polaków zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego będzie zapewne wprost proporcjonalne do jego realnego wpływu na nasze życie. Czyli niezbyt wielkie.

Aktualizacja: 28.03.2009 00:08 Publikacja: 27.03.2009 18:49

[b][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/03/27/eurowybory-czyli-polskie-prawybory/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Co nie zmienia faktu, że liderzy partii uczynią wszystko co w ich mocy, aby wygrać również to starcie. Ba, już to czynią. Zrobią to jednak głównie po to, by wywalczyć jak najwyższe poparcie, które spróbują później zdyskontować w wyborach prezydenckich (2010) oraz w wyborach do Sejmu i Senatu (2011). W istocie więc eurowybory są w znacznej mierze wewnątrzpolskimi prawyborami.

Dlatego sztaby partyjne nieustannie rewidują listy kandydatów i dlatego z każdym tygodniem przybywa na nich politycznych gwiazd, czasami zresztą także importowanych, i to z niezwykle odległych politycznie galaktyk. Symbolem owej rosnącej determinacji jest zaproszenie do przewodzenia podkarpackiej liście liberałów z Platformy Obywatelskiej związkowego antyliberała Mariana Krzaklewskiego.

Tak czy owak, wystarczy przejrzeć aktualne listy partyjnych "jedynek" i "dwójek" w poszczególnych okręgach, by się przekonać, że nazwiska znaczącej części liderów już na nich figurują, a od partyjnych list wyborczych do Sejmu i Senatu różni je właściwie tylko brak nazwisk Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego i Waldemara Pawlaka.

Czy podążając tą drogą, kluczowe partie naszego systemu politycznego, czyli PO i PiS, które zapewne podzielą między siebie lwią część spośród 50 przypadających Polsce mandatów do Parlamentu Europejskiego, nie padną jednak wkrótce ofiarą własnego sukcesu, pozbywszy się z krajowej polityki swych najlepszych ludzi? I czy razem z nimi ofiarą ich sukcesu nie padniemy później my wszyscy?

Reklama
Reklama

Zainteresowanie Polaków wyborami do Sejmu i Senatu jest przecież znacznie większe od zainteresowania wyborami do PE nie przez przypadek, lecz z oczywistego powodu: realny wpływ polskiego parlamentu na nasze życie jest nieporównanie większy niż wpływ europarlamentu. Nie byłoby więc dla nas korzystne, gdyby w polskim Sejmie i Senacie pracowali głównie politycy drugiej kategorii.

[b][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/03/27/eurowybory-czyli-polskie-prawybory/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Co nie zmienia faktu, że liderzy partii uczynią wszystko co w ich mocy, aby wygrać również to starcie. Ba, już to czynią. Zrobią to jednak głównie po to, by wywalczyć jak najwyższe poparcie, które spróbują później zdyskontować w wyborach prezydenckich (2010) oraz w wyborach do Sejmu i Senatu (2011). W istocie więc eurowybory są w znacznej mierze wewnątrzpolskimi prawyborami.

Reklama
Komentarze
Marek Cichocki: Polacy starają się być konsekwentnie polscy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Statek Nawrockiego płynie na rafy
Komentarze
Tomasz Krzyżak: Czy Karol Nawrocki poskarżył się papieżowi na Donalda Tuska?
analizy
Jerzy Haszczyński: Polska i G20. Sikorski walczył o spełnienie marzenia Kaczyńskiego
Komentarze
Ambasada Indii: Nie zaczęliśmy współpracować z Rosją, by kupować tanią rosyjską ropę
Reklama
Reklama