[b][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/03/27/eurowybory-czyli-polskie-prawybory/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Co nie zmienia faktu, że liderzy partii uczynią wszystko co w ich mocy, aby wygrać również to starcie. Ba, już to czynią. Zrobią to jednak głównie po to, by wywalczyć jak najwyższe poparcie, które spróbują później zdyskontować w wyborach prezydenckich (2010) oraz w wyborach do Sejmu i Senatu (2011). W istocie więc eurowybory są w znacznej mierze wewnątrzpolskimi prawyborami.
Dlatego sztaby partyjne nieustannie rewidują listy kandydatów i dlatego z każdym tygodniem przybywa na nich politycznych gwiazd, czasami zresztą także importowanych, i to z niezwykle odległych politycznie galaktyk. Symbolem owej rosnącej determinacji jest zaproszenie do przewodzenia podkarpackiej liście liberałów z Platformy Obywatelskiej związkowego antyliberała Mariana Krzaklewskiego.
Tak czy owak, wystarczy przejrzeć aktualne listy partyjnych "jedynek" i "dwójek" w poszczególnych okręgach, by się przekonać, że nazwiska znaczącej części liderów już na nich figurują, a od partyjnych list wyborczych do Sejmu i Senatu różni je właściwie tylko brak nazwisk Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego i Waldemara Pawlaka.
Czy podążając tą drogą, kluczowe partie naszego systemu politycznego, czyli PO i PiS, które zapewne podzielą między siebie lwią część spośród 50 przypadających Polsce mandatów do Parlamentu Europejskiego, nie padną jednak wkrótce ofiarą własnego sukcesu, pozbywszy się z krajowej polityki swych najlepszych ludzi? I czy razem z nimi ofiarą ich sukcesu nie padniemy później my wszyscy?