[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/semka/2009/10/02/komisja-sledcza-jednak-jest-potrzebna/]blog.rp.pl/semka[/link][/b]

Zapowiadane spotkanie szefa rządu z Mirosławem Drzewieckim – jak się zdaje – zakończy się reprymendą pro forma. Do wyjaśniania podejrzanych kontaktów Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska z politykami PO nikt w prokuraturze nie będzie się palił, skoro – jak ogłosił minister sprawiedliwości Andrzej Czuma – "Mirosław Drzewiecki i Zbigniew Chlebowski są absolutnie niewinni". A jedyne śledztwo, jakie pewnie ruszy z kopyta, będzie skierowane przeciw szefowi CBA.

Donald Tusk zakłada zapewne, że opozycja wystrzelała się już z najcięższych zarzutów, weekend pozwoli wybrzmieć aferze w mediach, a w przyszłym tygodniu nowa sensacja przykryje złe wrażenie, jakie wywarły podejrzane pogwarki. Czy to rachuby na wyrost? Niestety, nie. Polska opinia publiczna żyje następującymi po sobie sensacjami. Problemem pozostaną tylko ci, którzy po wysłuchaniu rozmów "Ryśka" ze "Zbyszkiem" zauważyli, jak bardzo przypominają one inne dialogi, które uchyliły rąbka prawdy o styku polskiej polityki z biznesem – od pogawędki Rywina z Michnikiem po rozmowy ówczesnego komendanta policji Konrada Kornatowskiego z ministrem Januszem Kaczmarkiem i szefem CBŚ Jarosławem Marcem.

Ale CBA – jedyna instytucja, która robi coś konkretnego, aby z korupcją skutecznie walczyć – jest atakowana przez premiera jako narzędzie w rękach opozycji. Powoli wracamy więc do absurdów epoki sprzed afery Rywina. W tej sytuacji opozycja ma pełne prawo żądać utworzenia sejmowej komisji śledczej, która sprawdzi domniemaną aferę hazardową. Minister Czuma dał bowiem podstawy do obaw, że prokuratura nic znaczącego nie odkryje. I choć w ostatnich latach nie mieliśmy dobrych doświadczeń z komisjami śledczymi, to interesów "Ryśka", "Zbyszka" i "Miro" nie da się inaczej zbadać w wiarygodny sposób. Niech politycy PO przed komisją przekonają nas, że obawy co do skali zepsucia ich partii są na wyrost.