Reklama

Premier na tarczy (antykorupcyjnej)

Polski rząd jest kompletnie ślepy i głuchy – taka nauka płynie z lekcji, którą bierzemy ostatnio, dzień po dniu poznając nowe informacje o kulisach przetargu na majątek stoczni.

Publikacja: 14.10.2009 23:10

[b][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/10/14/premier-na-tarczy-antykorupcyjnej/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Jak ta, ujawniona dziś przez "Rz", z której wynika, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji umożliwiło katarskiej firmie udział w przetargu na stoczniowe nieruchomości, nad wyraz łatwo dając wiarę przedstawionym przez nią nieprawdziwym informacjom.

Dlatego na usta ciśnie się pytanie: gdzie, u licha, przez ostatnie miesiące (a może raczej lata) podziewały się wszystkie nasze służby specjalne, w liczbie co najmniej kilku, które – jak jesteśmy zapewniani przez chór rządzących polityków – od rana do wieczora nie zajmowały się niczym innym, tylko dbaniem o właściwy (czyli zgodny z interesem Polski) przebieg takich właśnie procesów, jak sprzedaż majątku stoczni.

Ba, pod koniec 2008 roku premier Donald Tusk powołał do życia coś, co sam określił szumnie mianem tarczy antykorupcyjnej i przedstawił z dumą jako porozumienie "wszystkich służb specjalnych, minister Pitery i ministrów resortowych" na rzecz ochrony przed zjawiskami korupcyjnymi procesów prywatyzacyjnych oraz procedur zamówień publicznych.

A w wypadku stoczni miały obowiązywać w tej materii dodatkowe, nadzwyczajne procedury, jeśli poważnie traktować słowa rzecznika rządu Pawła Grasia, który z marsową miną zapewniał niedawno, że "przetarg stoczniowy otoczony był osłoną kontrwywiadowczą na zlecenie premiera".

Reklama
Reklama

Tymczasem, jak się wydaje, żadna z owych osławionych tajnych służb aż do minionego tygodnia nie zasygnalizowała szefowi rządu żadnych nieprawidłowości związanych ze sprzedażą stoczniowego majątku. A w każdym razie przez cały ten czas Donald Tusk sprawiał wrażenie człowieka niezmiernie zadowolonego zarówno z siebie, jak też z pracy podległych sobie ludzi.

Za co w takim razie pieniądze podatników przez ten czas brali funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Co robili (a raczej: czego nie robili) oficerowie Agencji Wywiadu oraz Służby Kontrwywiadu Wojskowego?

Ale także: dlaczego dopiero na początku października ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński przekazał informacje w sprawie nieprawidłowości wykrytych podczas przetargu na majątek stoczni, skoro z ujawnionych stenogramów wynika, że rozmowy w tej sprawie podsłuchano już w maju?

Przecież ślepa i głucha Polska to łatwy łup dla wszystkich, którzy oczy i uszy mają szeroko otwarte. A tych – jak uczy życie – nie brakuje.

[b][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/10/14/premier-na-tarczy-antykorupcyjnej/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Jak ta, ujawniona dziś przez "Rz", z której wynika, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji umożliwiło katarskiej firmie udział w przetargu na stoczniowe nieruchomości, nad wyraz łatwo dając wiarę przedstawionym przez nią nieprawdziwym informacjom.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
Komentarze
Pół roku Trumpa: to już inna Ameryka
Komentarze
Estera Flieger: Gdzie się podział sezon ogórkowy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Tusk, Hołownia i samobójczy gen koalicji 15 października
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Komu właściwie nie udał się zamach stanu?
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Fabryka Barlinka celem Kremla. Kto zapłaci za grę Trumpa z Putinem o Ukrainę
Reklama
Reklama