Zadziwiające, jak mało konkretów zawiera nowy traktat między dwoma krajami, które chcą przewodzić Unii Europejskiej. Niemcy i Francja podpisały go we wtorek, w nieokrągłą 56. rocznicę traktatu elizejskiego.
Inne czasy, inna Europa, inny świat. I inne możliwości. Schodząca ze sceny Angela Merkel i poturbowany przez „żółte kamizelki" Emmanuel Macron to nie Konrad Adenauer i Charles de Gaulle w szczytowej formie. Szczytowej przynajmniej w sprawach zachodnioeuropejskich, bo na niemieckim podwórku pozycja Adenauera słabła po podniesieniu rządowej ręki na wolność prasy i dziesięć miesięcy po podpisaniu traktatu elizejskiego nie był już kanclerzem.
W nowym traktacie o niemiecko-francuskiej współpracy i integracji, który od miejsca podpisania, Akwizgranu, zwany jest akwizgrańskim, tuzin razy wspomina się o umacnianiu, kilka razy o pogłębianiu i zbliżaniu, ale nie w kontekście strefy euro. ?O niej nie ma nic – tylko mgliste słowa o, oczywiście umocnionej i pogłębionej, unii walutowej.
Plan Macrona – transfery pieniędzy ze zdyscyplinowanych i dysponujących oszczędnościami ?krajów Północy, z Niemcami na czele, na zadłużone Południe, z przodującą Francją – przechodzi ?na dobre do zamrażarki. A wraz z nimi marzenie ?o przywróceniu Francji takiej pozycji w UE, jaką mają Niemcy.
Pogłębienie i umocnienie dotyczy współpracy transgranicznej, wymiany młodzieży i nauki języków: niemieckiego we Francji i francuskiego w Niemczech. Nie jest to oczywiście bez znaczenia, ale nie takiej nagrody spodziewał się Macron, gdy po pokonaniu Marine Le Pen wprowadzał się do Pałacu Elizejskiego. Zapowiadało się, że w zamian za gospodarcze prezenty z Berlina Paryż obdarzy go większą rolą polityczną w świecie. Z dużej chmury nad Akwizgranem spadł jednak mały deszcz.