Wildstein: Obrońcy krzyża nie grożą demokracji

Profesor Tomasz Nałęcz oświadczył, że ludzie broniący krzyża przed Pałacem Prezydenckim tworzą atmosferę, którą on pamięta z czasów nagonki na prezydenta Narutowicza zakończonej jego zabójstwem. Zdarzyło się to w 1922 roku, a więc moje zainteresowanie pamięcią profesora było zrozumiałe. Okazało się, że chodzi o pamięć historyczną.

Publikacja: 30.08.2010 22:24

Wydawałoby się, że nie ma nic bardziej odległego od morderczej nagonki niż ludzie, którzy chcą upamiętnienia ofiar smoleńskiej katastrofy, a główną metodą ich walki jest modlitwa, ale okazuje się, że skojarzenia profesora nie tylko nie dziwią, lecz są wręcz obowiązujące w naszych środowiskach opiniotwórczych. A więc nie osobnicy, którzy przez wiele nocy organizowali seanse nienawiści wobec obrońców krzyża, dopuszczając się wobec nich wszelkich form słownej i symbolicznej, a niekiedy i fizycznej agresji, kojarzą się źle, ale ich ofiary.

 

 

Inna sprawa, że trzeba się było osobiście znaleźć na Krakowskim Przedmieściu, aby wiedzieć, co się działo naprawdę, bo dziwnym trafem telewizjom komercyjnym przydarzało się wyłapywać wyłącznie nieliczne akty agresji ze strony prowokowanych obrońców. No, ale skoro wrażliwej reżyser filmowej nie przeszkadza wymachiwanie pod nosem modlących się ludzi ukrzyżowanym misiem czy układanie krzyża z puszek po "zimnym lechu", to jakich standardów mamy oczekiwać? A Narutowicz…

Pierwszy w III RP wskrzesił Narutowicza, aby poświęcić go na ołtarzu sprawy, oczywiście Adam Michnik. Inkarnacją Narutowicza miał być Aleksander Kwaśniewski, a nielubiąca go Liga Republikańska okazywała się być straszną endecją. Od połowy lat 90. ubiegłego stulecia skojarzenie to stało się dyżurne. Prawica miała ścigać po polskich ulicach kolejne wcielenia zamordowanego prezydenta.

Jakby w Polsce nic się nie stało od 1922 roku. Jakby jeszcze w 1989 roku nie zostało zamordowanych trzech księży, i to z pewnością nie przez polską prawicę. Jakby nie było w Polsce tysięcy komunistycznych ofiar. Tamto to przeszłość, którą nie warto się zajmować. Co innego Narutowicz.

Wydawałoby się, że nie ma nic bardziej odległego od morderczej nagonki niż ludzie, którzy chcą upamiętnienia ofiar smoleńskiej katastrofy, a główną metodą ich walki jest modlitwa, ale okazuje się, że skojarzenia profesora nie tylko nie dziwią, lecz są wręcz obowiązujące w naszych środowiskach opiniotwórczych. A więc nie osobnicy, którzy przez wiele nocy organizowali seanse nienawiści wobec obrońców krzyża, dopuszczając się wobec nich wszelkich form słownej i symbolicznej, a niekiedy i fizycznej agresji, kojarzą się źle, ale ich ofiary.

Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne