Krzysztof Feusette o Jacku Żakowskim

Doczekać się nie mogę następnego „Niezbędnika inteligenta”, a w szczególności tekstu Jacka Żakowskiego, srebrnego medalisty nagrody Radia Zet dla największego pióra XX-lecia.

Publikacja: 16.11.2010 01:02

Krzysztof Feusette o Jacku Żakowskim

Foto: Archiwum

Ex aequo z Adamem Michnikiem, który – jak stwierdził triumfujący wtedy naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński – tylko dlatego nie wygrał, że startował w kategorii... wieszcz narodowy. Zapytajcie redaktora Michnika, zaprzeczyć nie może, że gdyby chciał, rzeczywiście wyprzedziłby Mickiewicza („Odpieprzcie się, dziady”), Słowackiego („Chlordian”) i Krasińskiego („Zaj... ista komedia”). Ale ja nie o nim przecież chciałem, a o uczniu jego, który dziś stąpa własnymi ścieżkami jak kot. I swoją wrażliwością znaczy teren.

Największy (po Baczyńskim i Michniku, jasna sprawa) dziennikarz polski, kierownik katedry Notre Dame, przepraszam, siła skojarzeń, oczywiście Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas w Warszawie, autor niezliczonych wywiadów, z których szczególnie cenny był ten z wdową po Zbigniewie Herbercie. Przypomnijmy, rozpoczynał się od jej pytania: „Od czego chce pan zacząć?”, mistrz odpowiadał: „Sam nie wiem. Nie jestem pewien, czy w ogóle powinniśmy rozmawiać. Boję się tej rozmowy”. To wtedy żona niedoszłego noblisty przejechała się pilniczkiem po poglądach śp. męża, a Żakowski odkrył, że poeci mają nie po kolei w głowie.

Co innego dziennikarze, do tego wybitni i z nazwiskiem na ostatnią literę. Jeszcze dwa lata temu zwierzał się: „Bo żeby cierpieć przy rozstaniu, trzeba chcieć być blisko, a ja nie mam potrzeby przytulania się do każdego. (...) Może dwa razy w życiu rozstawałem się z kimś, kto wciąż był dla mnie ważny”. Dziś swoje ubogie, chwalić Boga, doświadczenia życiowe przekuwa w orędzia do ludzi z wrażliwością pasty do zębów. To sprzed kilku dni cytaty, jeszcze świeże. Jak mięsko między zębami.

„Jarosław Kaczyński jest wprawdzie liderem inteligentnym i dla jakiejś grupy z pewnością charyzmatycznym, ale dramatycznie niepełnym. Całość tworzył z bratem (...) Bez brata stał się politycznym stołem z powyłamywanymi nogami. Duży mebel, ale bezużyteczny. Inni mogą się o niego boleśnie obijać, ale już raczej nie może się nikomu przydać. Stoi, ale niczego się na nim nie daje ustawić, ułożyć ani oprzeć. A zreperować się nie da. Myślę, że sam Jarosław Kaczyński to czuje lub rozumie. Ale nic dobrego z tego już nie wyniknie. Stół z powyłamywanymi nogami pozostanie stołem z powyłamywanymi nogami. A te, które zostały, będą się coraz bardziej chwiały, dopóki cała konstrukcja się wreszcie nie zawali (...) Bezużyteczny mebel może jeszcze długo zagracać naszą scenę. Jedni będą się o niego obijali. Drudzy będą z niego wypadali lub się na nim bujali. A wszyscy będą musieli żyć w zagraconej przestrzeni”.

Furda uprzedzenia i furda język nienawiści, czy to jest źle napisane? Czy ktoś może stwierdzić, z ręką tam, gdzie Żakowski szuka, ale nie znajduje, czyli na sercu, że to nie jest literacki majstersztyk, perełka, wisienka na torcie przekładanym talentem i błyskiem?

W sześciu kolejnych zdaniach cztery razy „ale”. I to nie jakieś francuskie „Allez!”, ale nasze, zwyczajne „ale”. Łatwe do zastąpienia. Żakowski ma słabość do tego słowa. Zadałem sobie trud: w tymże tekście, zatytułowanym najtrudniej jak można – „Stół z powyłamywanymi nogami”, są 52 zdania. Spójnik przeciwstawny „ale” pojawia się 15 razy i nikt mi nie powie, że to za dużo.

Żakowski mógłby każde zdanie zaczynać od „ale” i na nim kończyć. Bo najważniejsze są przenośnie („Kościół to wielki tankowiec, nie – bolid. Nie umie brać ostrych wiraży”), skróty myślowe („To los” – najkrótsze zdanie w prasie polskiej od zaorania dziejów PRL) czy nowe refleksje o rozstaniu: „Bo w polityce – jak w życiu – czasem bardzo trudno się rozstać. Z meblami, z rolami, z ludźmi i z wyobrażeniem o tym, gdzie jest nasze miejsce”.

I po co ta kokieteria? Panie redaktorze, z takim piórem i wyobraźnią przyjmą pana w każdej stolarni.

[i] Autor jest publicystą „Rzeczpospolitej”[/i]

Ex aequo z Adamem Michnikiem, który – jak stwierdził triumfujący wtedy naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński – tylko dlatego nie wygrał, że startował w kategorii... wieszcz narodowy. Zapytajcie redaktora Michnika, zaprzeczyć nie może, że gdyby chciał, rzeczywiście wyprzedziłby Mickiewicza („Odpieprzcie się, dziady”), Słowackiego („Chlordian”) i Krasińskiego („Zaj... ista komedia”). Ale ja nie o nim przecież chciałem, a o uczniu jego, który dziś stąpa własnymi ścieżkami jak kot. I swoją wrażliwością znaczy teren.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne