Rainer Lanhans – niegdysiejsza ikona rewolty 1968 roku, dziś nadal dziarski 70-latek, dał się kupić do udziału w najbardziej popularnym reality show „Ich bin ein star”, znanym bardziej jako „Dschunglecamp”, dziejącym się w obozie w głębi australijskiej dżungli.
To widowisko niemieckiej stacji RTL bije rekordy popularności. Ostatnią edycję show z wtorku 26 stycznia oglądała rekordowa widownia 8 milionów 340 tysięcy widzów, z czego 5 milionów 360 tysięcy należało do najatrakcyjniejszej dla reklamodawców grupy wiekowej od 14 do 49 lat.
Pech chciał, że akurat w zeszły wtorek widzowie przegłosowali usunięcie z obozu Langhansa. Na nic zdało się przejście w poprzednich odcinkach show prób takich jak spanie w łóżku pełnym karaluchów.
Media już wcześniej kpiły z udziału w Langhansa w show nazywając go „APO-Opa”, czyli dziadkiem z APO (Außerparlamentarische Opposition-opozycji pozaparlamentarnej), jak nazywał siebie ruch lewackiej kontestacji z przełomu lat 60. i 70.
Aby wyjaśnić szok ideowców podtrzymujących pamięć o czerwonej rewolcie, trzeba przypomnieć, kim Langhans był 40 lat temu.