Ludzie „chonoru” z „Gazety Wyborczej” nieoczekiwanie zareagowali na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2011/02/05/ludzie-honoru-przez-%E2%80%9Ech%E2%80%9D/]mój ostatni Subotnik[/link]. Konkretnie, zareagował pan [link=http://wyborcza.pl/1,75968,9080645,Ziemkiewicz__czlowiek_nieprosty.html]Leszek Frelich[/link]. Zareagował jak w starym kawale, który już w kontekście „Wyborczej” cytowałem, ale co zrobić, muszę znowu, bo ten właśnie kawał idealnie opisuje metodę prowadzenia polemik przez publicystów od Michnika. Chodzi, tak, tak, o tego Icka, co się z niego śmieli, że jego żona sypia z połową miasta, co on wyśmiewał: „phi, jakie to niby miasto? Cztery domy na krzyż i zaraz miasto?”

Z całego mojego tekstu polemizuje pan Frelich z jednym przymiotnikiem „prosty”. A gdzie tam z Antoniego Klusika „człowiek prosty”, jak on działał w opozycji, i pracuje w TVP, i jeszcze jest ławnikiem w sądzie!?

No dobrze, to nie jest „prosty”. Nie o to przecież chodzi. Nie będę powtarzał o co, bo kto, jak pan Frelich, nie chce rozumieć, to i tak nie zrozumie, choćby wykładać nie wiem jak prosto; a wszyscy pozostali i tak wiedzą.

Nie zawracałbym tym Państwu głowy, gdyby nie jeden drobiazg. W internecie panuje zwyczaj, by w takich polemikach umieszczać link do tekstu, z którym się polemizuje. Panuje, ale nie na wyborcza.pl. Jeszcze by czytelnik kliknął, i zobaczywszy, że nie całkiem o to w tekście chodziło, uznał, że polemika pana Frelicha jest nie pri czom, i że nie jest właściwie żadną polemiką.

Ale przecież „Wyborcza” zwraca się do specyficznego typu czytelnika, potocznie zwanego „lemingiem”. Jak się lemingowi linka pod nos nie podetknie, to na pewno o niego nie spyta. Po prostu kiwnie głową, przekonany, że jego ulubiony organ znowu dał odpór, że jego zostało na wierzchu, i strasznie z tego dumny.