Przede wszystkim jest celebrytą. Każdy, kto go zna i kto zna Warszawę, wie, że to człowiek z samego centrum środowiska 30 – 40-letnich inteligentów – ludzi sukcesu, którzy nadają ton stolicy. To specjaliści, prawnicy, ludzie reklamy, dziennikarze wielkich stacji telewizyjnych. Środowisko, które charakteryzowała niesłychanie silna niechęć do PiS, do tonu i stylu, jaki nadawał Jarosław Kaczyński, a równocześnie sympatia do Platformy.
O ludziach takich jak Marcin Meller mówi się, że są trendsetterami. Dzięki nim niechęć do PiS to w Polsce zjawisko nie tylko polityczne, ale też kulturowe.
Dziś od Mellera – a więc prosto z samego serca wspomnianego środowiska – został wysłany sygnał: "moja cierpliwość się wyczerpała i w najbliższych wyborach na Was nie zagłosuję. Nawet straszak w postaci powrotu PiS do władzy już na mnie nie działa".
Już sam fakt, że to słowa Marcina Mellera, byłby wydarzeniem. Ale równie znacząca jest reakcja. Na Facebooku – gdzie szef "Playboya" ujawnił, iż zmienił swój stosunek do PO – pojawiła się lawina głosów poparcia, setki komentarzy. Jego koledzy, znajomi piszą, że czują to samo.
"Nie zrobiliście nic z aferą hazardową, a co więcej, słyszę, że Miro jak gdyby nigdy nic kandyduje z Waszych list do Sejmu. (...) Minister Klich nie ponosi odpowiedzialności za Casę (co jeszcze można zrozumieć), ale i za Smoleńsk, czego już naprawdę pojąć nie mogę (...). Wasze służby specjalne inwigilują dziennikarzy jak żadna władza dotąd" – te zdania naczelnego "Playboya" to deklaracja, że Platforma Obywatelska już nie jest trendy. Deklaracja, która nie spotkała się z oburzeniem, ale z entuzjazmem jego środowiska.