Na placu Tahrir, który od dwóch tygodni był areną demonstracji opozycji, wybuchła euforia. Oparta na wojsku i tajnej policji dyktatura załamała się pod naporem domagających się wolności obywateli.
W historii Egiptu zakończyła się pewna epoka. Hosni Mubarak rządził krajem żelazną ręką przez ponad trzy dekady. Większość mieszkańców tego młodego państwa nie pamięta innego Egiptu. Polacy, którzy sami niedawno zrzucili okowy dyktatury, obserwując sceny radości z kairskich ulic, nie mogą nie czuć solidarności z narodem egipskim.
Obalenie dyktatora to jednak zaledwie początek. Dopiero teraz Egipcjan czeka wielkie zadanie. Choć armia, która przejęła kontrolę nad krajem, zapowiedziała, że zniesie stan wyjątkowy, zagwarantuje wolne wybory i reformy, wydarzenia mogą się potoczyć różnie. Często bowiem na politycznym chaosie zyskują siły skrajne, a jedne dyktatury zastępowane są innymi.
Egipt stoi przed wielką szansą. Może się stać pierwszą arabską demokracją z prawdziwego zdarzenia na Bliskim Wschodzie. Kraj ten ma wielki potencjał gospodarczy i – co pokazały wydarzenia ostatnich dwóch tygodni – tworzą się w nim zręby społeczeństwa obywatelskiego. Stabilny i demokratyczny Egipt będzie nie tylko dobrą ojczyzną dla swoich obywateli, ale także dobrym sąsiadem dla innych krajów regionu.
Istnieje jednak również drugi, czarny scenariusz. Władzę w kraju mogą przechwycić cieszący się dużą popularnością ulicy islamscy Bracia Muzułmanie. Wówczas Egipt zamiast w demokrację może się przeistoczyć w drugi Iran, co byłoby fatalne nie tylko dla sąsiedniego Izraela, ale przede wszystkim dla samych Egipcjan. Miejmy nadzieję, że scenariusz ten nigdy się nie ziści.