Im szybciej zsuwają się maski, tym niżej są klapki – i odwrotnie. Jedno jest pewne: bal maskowy zmierza ku końcowi. Zaczyna się regularna  dyskoteka na sztachety.

Oto prezydent Komorowski przychyla się do sugestii PO, że wybory powinny trwać dwa dni. Tak samo uważają przedstawiciele organizacji profrekwencyjnych. Przypomnijmy  – to właśnie one podczas ostatniej kampanii prezydenckiej zatrudniły w spotach nakłaniających do pójścia na wybory Magdalenę Boczarską i Tomasza Karolaka,  zabawnym zbiegiem okoliczności  – członków... Komitetu Poparcia Bronisława Komorowskiego.

Dziś w gronie jego doradców nie ma ani jednego Tomasza Nałęcza, który by głowie państwa podsunął pod nos Konstytucję RP. Mówi ona o dniu wyborów, nie o dniach czy tygodniu. I na szczęście, w przeciwieństwie do standardów PO, nie jest z gumy do żucia. Zastanawiam się jednak, kto wmówił platformersom, że ich fani muszą mieć dwa dni do wyboru, by z czystym sumieniem oddać głos. A co, jeśli fani ci wracają właśnie z weekendu, godzinę wcześniej zatankowali droższą benzynę, potem zahaczyli o sklep spożywczy, a w skrzynce pocztowej znowu znaleźli wyższe rachunki do zapłacenia? I po zsunięciu klapek widzą, ile im zostaje w portfelu teraz, gdy staliśmy się wyspą zieloną jak nalot na pieczywie, którego szkoda wyrzucić. Postawią krzyżyk raczej na Platformie niż przy nazwiskach jej działaczy.

Najśmieszniejsze jest jednak to, że nawet gdy PO przegra wybory, cała władza, zdaniem prezydenta, pozostanie w jego rękach. "Mam suwerenne prawo wybrać kandydata na premiera. Lider zwycięskiej partii ma największe szanse, ale nie ma gwarancji" – mówi, zapewne po  kolejnej lekturze Wikipedii. A gdy dziennikarze pytają, czy np. w razie zwycięstwa PiS Jarosław Kaczyński ma szanse na fotel premiera,  prezydent odpowiada: "Proszę mnie zwolnić z odpowiedzi na to pytanie".

Nie ma problemu, odpowiem za pana, panie prezydencie. Kaczyński nie ma szans, bo pana przyjaciel Janusz Palikot zapowiedział niedawno w kolejnym przyjacielskim wywiadzie udzielonym Monice Olejnik, że... jest w stanie stworzyć rząd. Nieważne, na kogo ludzie zagłosują. Ani nawet, kto przeliczy ich głosy. Istotna jest dziś tylko "dobrość" ojczyzny, a nikt o nią nie zadba tak zabawnie jak Palikot.  Jaruzelski jest za stary.