A więc mamy już Euroland, którego liderzy przyjęli cały pakiet zasad mających zdyscyplinować ich gospodarki w celu umocnienia bytu Euro.
Plan autorstwa Angeli Merkel poparty przez Nicolasa Sarkozy'ego został dopięty na ostatni guzik w ekspresowym tempie półtora miesiąca.Kanclerz Merkel głosi dziś zdecydowanie: wiem, jak uratować Euro i mam siłę, by przeprowadzić przez kryzys kraje Euro. W zamian jednak wymaga posłuchu i dyscypliny.
Okazało się, że gdy Berlin bardzo czegoś chce, to potrafi zdobyć akceptację Paryża, potem uczynić z przewodniczącego Unii Hermana van Rompuya i szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso rzeczników swego planu, a wreszcie przeprowadzić pakiet zobowiązań w bardzo zróżnicowanej grupie państw waluty Euro.
Do grupy 17 państw Euro-zony dołącza Polska, Dania i - jak się zdaje - Bułgaria, Rumunia, Litwa i Łotwa. Stoimy teraz przed trzema pytaniami. Na ile fakt, że do paktu nie weszły tak potężne i konkurencyjne gospodarki jak Wielka Brytania, Szwecja czy - z nowych państw - Czechy nie przyniesie z czasem podziału Unii?
Po drugie: ile taktu i cierpliwości wykażą Niemcy w roli „karbowego", który pilnować będzie racjonalizmu ekonomicznego i dyscypliny finansowej? Czy twarde zasady „Euro-ordnungu" zaakceptują na dłuższą metę społeczeństwa Portugalii, Hiszpanii i Grecji, czy też wyjdą na ulice Aten, Lizbony i Madrytu?