Doktor Gazeta i mister Codzienna

Subotnik Ziemkiewicza

Aktualizacja: 01.10.2011 14:05 Publikacja: 01.10.2011 12:29

Możliwość nieskrępowanego stawiania śmiałych hipotez to ważna rzecz. W krajach, które potocznie zwykliśmy nazywać „normalnymi" korzysta się z niej bez ograniczeń. W tamtejszych księgarniach można znaleźć książki zbierające argumenty i dowody na rzecz różnych daleko idących domniemań, niekiedy tak sensacyjnych, że jeśli w nie uwierzyć, trzeba pisać podręczniki historii od nowa. Pisze się tam i wydaje książki dowodzące, że Franklin Delano Roosevelt zupełnie świadomie i cynicznie doprowadził do klęski w Pearl Harbor, by wstrząśnięci Amerykanie pogodzili się z koniecznością przystąpienia do wojny. Że John Fitzgerald Kennedy został zamordowany na polecenie CIA. Że wcześniej on z kolei kazał zamordować Marylin Monroe. Że w 1947 roku w USA rozbił się statek kosmiczny obcej cywilizacji i rząd amerykański do dziś utrzymuje w sekrecie zdobyte wtedy technologie ? i że statek ten wcale się nie rozbił, tylko dokonał utrzymywanego do dziś w sekrecie podboju ludzkości w ogóle, a głównego światowego mocarstwa w szczególności. Że od kilkudziesięciu lat żadne z państw demokratycznych nie zdobyło się na wprowadzenie jakiegokolwiek prawa, choćby nie wiem jak oczekiwanego i popieranego przez ogół, które godziłoby w interesy wąskiej grupy właścicieli banków i funduszy inwestycyjnych. Że w związku z tym ogromna część wykreowanego na użytek gigantycznego giełdowego hazardu pieniądza jest dziś fikcją, bezprecedensową w dziejach bańką spekulacyjną, której nieuniknione pęknięcie spowoduje gigantyczny kryzys gospodarczy i cywilizacyjny, jednocześnie przynosząc tej wąskiej grupie fortuny. Że ludzkość zakłada sobie pętlę na szyję, emitując zbyt wiele dwutlenku węgla, co powoduje katastrofalne ocieplenie klimatu. Że księżna Diana została zamordowana z polecenia brytyjskiej królowej, za karę iż zadała się z muzułmaninem...

Mieszam hipotezy jawnie wariackie, pozornie poważne i całkiem sensowne, bo tak się one właśnie w wolnym kraju mieszają. Sensacje Alberta Gore'a o ociepleniu klimatu (z wstrząsającą, usuniętą w polskim przekładzie, informacją, że w polskim dystrykcie Śląsk ludność wskutek postępującego ocieplenia musiała się przenieść pod ziemię i zamieszkać w starych wyrobiskach kopalnianych) potraktowano z początku śmiertelnie poważnie, honorując oskarem i noblem, choć w istocie przynależały one do tej samej kategorii, co lądowanie w Rosswel. Z kolei, jeszcze kilkanaście lat temu, gdy były sowiecki szpieg Riezun ogłosił zebrane przez siebie dowody, iż oficjalna historia II wojny światowej jest całkowicie sfałszowana, bo Hitler atakując ZSSR uprzedził w ostatniej chwili potężny atak Stalina, albo gdy były archiwista KGB Mitrochin ogłosił że Lech Wałęsa, ikona walki z komunizmem, był w istocie komunistycznym agentem o kryptonimie „Bolek", wysyłano ich na półkę z sensacjami o zmartwychwstaniu Elvisa Presleya – a dziś nikt poważny nie jest w stanie zaprzeczyć oczywistym faktom.

W Polsce ukazała się właśnie książka ? kolejna zresztą ? która według wydawcy dowodzi niezbicie, iż w tragedia w Smoleńsku była skutkiem zbrodniczego zamachu. Tym razem teza jest taka, że polski rządowy tupolew został zestrzelony rakietą z głowicą termobaryczną. Nie wiadomo, kto tę książkę napisał. Ma to być grupa międzynarodowych ekspertów, którzy pragną zachować anonimowość.

Mimo, iż rzecz uwiarygodniać ma wstęp wspomnianego wyżej Ilji Riezuna, znanego lepiej jako Wiktor Suworow ? poświęcony jednak sprawom ogólnym ? książce zdecydowanie bliżej do sensacji o UFO w Rosswel niż do „Lodołamacza". Do wybuchu termobarycznej głowicy dojść miało w bezpośredniej bliskości kadłuba, ponad nim. Zważywszy, jak nisko samolot był w tym momencie i z jaką leciał prędkością, mignąłby obok mniemanego zamachowca zanim ten zdążyłby mrugnąć powieką, nie mówiąc o wycelowaniu i odpaleniu czegokolwiek.  Oczywiście, istnieją rakiety samosterujące, ale one naprowadzają się na dysze silników, a nie na kokpit.

Tajemniczy międzynarodowi eksperci, którzy głoszą te sensacje, ukrywają swą tożsamość ponoć dlatego, by uniknąć losu Litwinienki. Mało przekonujący powód. Trudno o coś, co by się bardziej podobało rosyjskim służbom niż ta książka. Jeśli tupolewa zestrzelono rakietą, to przecież wszystko inne nie miało znaczenia. Bałagan na wieży kontrolnej, konsultowanie przez kontrolera decyzji z nie wiadomo kim „z góry", fałszywe potwierdzanie, że samolot jest „na kursie i na ścieżce", niesprawny radar. Traci znaczenie cały bałagan organizacyjny w pułku, granicząca ze zbrodnią beztroska odpowiedzialnych za bezpieczeństwo prezydenta, rozdzielenie wizyt, haniebna gra, podjęta z Rosjanami przez Polski rząd w celu zdyskredytowania i poniżenia własnego prezydenta. Nie ma już sensu zadawać pytania, co sprawiło, że samolot nie uniósł się w powietrze po wydaniu przez kapitana i potwierdzeniu komendy „odchodzimy", nie mają znaczenia zapisy rejestratorów.

Wszystko to furda. Siedział za drzewem facet z bazooką, i przypakował głowicą termobaryczną. Teraz wystarczy już tylko dodać jedno słowo: Czeczen. I mamy bardzo użyteczną narrację, na czym naprawdę polegała kolejna „krupnaja oszibka" w Smoleńsku. Niech kto spyta zajmujących się tymi sprawami historyków, czy nie mam racji twierdząc, że tworzenie takich wersji „tylko do waszej wiadomości, towarzysze – oczywiście, że naprawdę to było inaczej, niż musimy oficjalnie mówić, ale..." ma w sowieckim modus operandi długą tradycję. Także w sprawie smoleńskiej mieliśmy już do czynienia z ewidentnym robieniem informacyjnego smrodu – o rzekomych strzałach w miejscu katastrofy, dobijaniu cudem ocalałych ofiar etc. Sprawa fałszywej notatki ABW, właśnie jak zwykle umorzona przez prokuraturę, jest wystarczającą podstawą do podejrzeń, iż komuś zależy na upowszechnianiu wśród różnych sensatów tez skrajnie absurdalnych i łatwych do ośmieszenia po to, by wraz z nimi dyskredytować zasadne pytania o nieprawidłowości śledztwa.

Jakby nie patrzeć, hipoteza o głowicy termobarycznej eksplodującej nad tupolewem zaraz potem, jak uderzył on skrzydłem w brzozę, jest nieprawdopodobna, nie pasuje do ustalonego przebiegu wydarzeń i niczego nie tłumaczy, a głoszona bez zachowania podstawowych norm rzetelności ośmiesza postawę sceptyczną wobec oficjalnego śledztwa. Elementarny zdrowy rozsądek każe tę „wrzutkę" traktować z wielkim dystansem.

Co zatem padło na głowy środowisku „Gazety Polskiej", że rzuciło się w swoim dzienniku te wątpliwe sensacje bezkrytycznie upowszechniać, i to niczym prawdy objawione? Że „Gazeta Polska Codziennie" przez kilka kolejnych dni ogłasza, iż „międzynarodowi eksperci" udowodnili zamach ? na pierwszej stronie, ilustrując to odmalowanym iście po amerykańsku tupolewem rozpadającym się w eksplozji płomieni?

Sprawa jest dla mnie przykra. Piszę dla „Gazety Polskiej" niemal od jej pierwszego numeru, z króciutką przerwą, gdy ówczesne kierownictwo redakcji uznało moje pisanie za nazbyt antymichnikowe. Przez pewien czas byłem członkiem jej zespołu redakcyjnego. Najchętniej po prostu bym się na ten temat nie wypowiadał, tak jak nigdy ? proszę to docenić ? nie wypowiedziałem się o satyrycznym dodatku gazety „Pinezki". Ale tym razem mamy do czynienia z problemem daleko poważniejszym niż to, że gazecie przytrafiło się wdepnąć w coś nietrafionego.

W tym samym tygodniu „Gazeta Polska" ? tygodnik dołącza do numeru film Marii Dłużewskiej i Joanny Lichockiej „Pogarda". Jest to druga część „Mgły", film który, bez przesady, powinien obejrzeć każdy Polak, podobnie jak i jego pierwszą część. Operujący faktami, ukazujący rozkład państwa, hańbę obecnych rządów, hipokryzję i zbydlęcenie służących im mediów i przede wszystkim krzywdę wyrządzaną cynicznie przez władzę w imię swoich politycznych korzyści ludziom, którzy przeżyli potworną, osobistą tragedię. Mocny, znakomity film bez ani jednego przerysowania, przeszarżowania. W tym samym tygodniu mamy ekshumację sp. Zbigniewa Wassermana i dobitne potwierdzenie podejrzeń, że rosyjskie „śledztwo" było kpiną z cywilizowanych norm, a minister Kopacz łgała z sejmowej trybuny bezczelnie. Nic nie trzeba dodawać, jakaś część sprawy się wyjaśnia.

A jednocześnie „Gazeta Polska" ? dziennik dostaje głupawki i dezawuuje wielomiesięczne starania tygodnika o nagłośnienie wątpliwości w sprawie wyjaśniania tragedii. Przecież, powtórzę, „termobaryczne" olśnienie ma się nijak do większości tego, co z mozołem udało się w tej sprawie zrekonstruować, a z czego jednoznacznie wynika, że przyczynę tragedii kryje pytanie o to, dlaczego piloci przekonani byli, że znajdują się w innym miejscu, niż się w istocie znajdowali, i dlaczego nie zdołali zrealizować decyzji o podniesieniu maszyny. Teraz okazuje się to nieistotnym przypadkiem, bo facet z bazooką zrobiłby swoje tak czy owak... Można, oczywiście brnąć. Konstruować megaopowieść w odcinkach, jak polscy piloci bohatersko dolatywali do zbawczego pasa, pomimo zwodzenia ich meconingiem, sztucznej mgły, wypuszczanego podstępnie helu, obezwładnienia pokładowego komputera, nawet z podstawioną brzozą dali sobie radę, kosząc ją bez utraty skrzydła, i dopiero wtedy, w ostatniej chwili, na ostatniej prostej dopadł ich ten facet z termobaryczną rakietnicą.

Tylko po co to, na litość boską?!

„Dramat w domu Edyty Górniak (39l.): Mój synek się nie myje!" Czy to okładka „Gazety Polskiej Codziennie"? Nie, leżącego obok na tej samej ladzie „Super Expressu". Kiedyś „superak" dał na okładce zdjęcie trupa rozszarpanego przez psy. Ówczesny redaktor naczelny, gdy mu zarzucono epatowanie makabrą i brak skrupułów w staraniach o podniesienie nakładu, odpowiedział z pełną powagą, że trzeba przestrzegać Polaków, czym grozi puszczanie psów bez kagańca. Wyjaśnienia redaktora naczelnego „Codziennej", że skoro nie ma dowodu wykluczającego zamach, to nie wolno odrzucać i tej możliwości, brzmią niestety w kontekście publikacji „Codziennej" podobnie. Nie ma także żadnego dowodu wykluczającego istnienie cywilizacji pozaziemskich. Czy to powód, by dawać na pierwszą stronę newsa, że tupolewa zestrzeliło UFO? Ze stosowną grafiką?

No, ale tak właśnie, przecież „Gazeta Polska Codziennie" zapowiadana była jako „polityczny tabloid". Miałem nadzieję, że ta zapowiedź płynie z pewnego nieporozumienia. Że chodzi o coś w rodzaju amerykańskiego „New York Post" ? gazety operującej językiem dosadnym, czasem łopatologicznej, świadomie sprowadzającej politykę do poziomu „prostego człowieka", ale jednak, przynajmniej na ile ją pamiętam z czasów swojego stażowania w Ameryce, starającą się nie tracić powagi. Niestety, okazuje się jednak, że „Gazecie Polskiej" przyświeca raczej wzorzec brytyjskiego „The Sun" i niemieckiego „Bilda". Czyli ? zadęcie, emfaza, z-igły-widłyzm i totalna nieodpowiedzialność, pozwalająca na pierwszej stronie ogłaszać, że jutro nastąpi koniec świata, a w środku zapowiadać program telewizyjny na następny tydzień.

Stylistyka tabloidu jest taka właśnie, że byle co jest już „dramatem",  „szokującym wyznaniem", i byle co „dowodem". Rosjanie kłamią w sprawie katastrofy ? dowód, że to oni strącili samolot. (Kłamali i w sprawie „Kurska" ? sami go sobie zatopili?). Karetka medyczna dojechała na miejsce katastrofy ponad pół godziny po niej ? dowód, że użyto głowicy termobarycznej. Protokół sekcji zwłok ofiary został ewidentnie sporządzony bez pobieżnego nawet obejrzenia denata ? ostateczny dowód, że na pokładzie doszło do wybuchu. To nie jest dobra stylistyka do pisania o sprawach publicznych. I zupełnie niestosowna do problemów śmiertelnie poważnych.

Jeśli dobrze rozumiem, pomysł był taki, żeby dotrzeć z patriotycznym przekazem do ? jak to ujął kiedyś Chandler ? ludzi, którzy przy czytaniu poruszają ustami. W tym celu „Gazeta Polska" postanowiła się podzielić, niczym w sławnej powieści Stevensona, na doktora Jekylla i mister Hyde'a. To znaczy, na poważny tygodnik polityczny i niepoważny tabloid polityczny. Tygodnik robi to, co robił dotąd, a dziennik pozyskuje dla sprawy półanalfabetów, serwując im takie kawałki, jakich żaden polityk PiS nie może powiedzieć, bojąc się zniechęcenia do partii tych jako tako „kumatych".

Ta strategia ma swoje skutki uboczne. Odbiera powagę nie tylko wszystkim en masse informacjom i publicystyce zamieszczanej w „Codziennej", ale także tygodnikowi, a pośrednio – całemu politycznemu środowisku kojarzonemu z prawą stroną sceny politycznej. Nie dziwota, że pierwszym entuzjastą publikacji o dowodach na zestrzelenie tupolewa termobaryczną głowicą, nagłaśniającym już od rana okładkowy materiał „Codziennej" na twitterze, był minister Sikorski.

Gdybym miał podobną łatwość przenikania ukrytych spisków, jak niektórzy koledzy z „Gazety Polskiej", już bym ogłosił, że stoi za tym wszystkim WSI. Ale ograniczę się tylko do przypomnienia znanych słów Talleyranda, że jest coś gorszego niż zbrodnia: błąd.

Możliwość nieskrępowanego stawiania śmiałych hipotez to ważna rzecz. W krajach, które potocznie zwykliśmy nazywać „normalnymi" korzysta się z niej bez ograniczeń. W tamtejszych księgarniach można znaleźć książki zbierające argumenty i dowody na rzecz różnych daleko idących domniemań, niekiedy tak sensacyjnych, że jeśli w nie uwierzyć, trzeba pisać podręczniki historii od nowa. Pisze się tam i wydaje książki dowodzące, że Franklin Delano Roosevelt zupełnie świadomie i cynicznie doprowadził do klęski w Pearl Harbor, by wstrząśnięci Amerykanie pogodzili się z koniecznością przystąpienia do wojny. Że John Fitzgerald Kennedy został zamordowany na polecenie CIA. Że wcześniej on z kolei kazał zamordować Marylin Monroe. Że w 1947 roku w USA rozbił się statek kosmiczny obcej cywilizacji i rząd amerykański do dziś utrzymuje w sekrecie zdobyte wtedy technologie ? i że statek ten wcale się nie rozbił, tylko dokonał utrzymywanego do dziś w sekrecie podboju ludzkości w ogóle, a głównego światowego mocarstwa w szczególności. Że od kilkudziesięciu lat żadne z państw demokratycznych nie zdobyło się na wprowadzenie jakiegokolwiek prawa, choćby nie wiem jak oczekiwanego i popieranego przez ogół, które godziłoby w interesy wąskiej grupy właścicieli banków i funduszy inwestycyjnych. Że w związku z tym ogromna część wykreowanego na użytek gigantycznego giełdowego hazardu pieniądza jest dziś fikcją, bezprecedensową w dziejach bańką spekulacyjną, której nieuniknione pęknięcie spowoduje gigantyczny kryzys gospodarczy i cywilizacyjny, jednocześnie przynosząc tej wąskiej grupie fortuny. Że ludzkość zakłada sobie pętlę na szyję, emitując zbyt wiele dwutlenku węgla, co powoduje katastrofalne ocieplenie klimatu. Że księżna Diana została zamordowana z polecenia brytyjskiej królowej, za karę iż zadała się z muzułmaninem...

Pozostało 85% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka