Plusy i minusy tygodnia

Oceniając Darskiego, należy wziąć pod uwagę całość osoby. Był on ciężko chory, po czym zainicjował akcję zdobywania szpiku dla chorych, wyznał, że kiedy zobaczył dobroć, którą go otoczono w czasie choroby, płakał ze wzruszenia (...) Tymczasem my zrobiliśmy z niego potwora i satanistę"- stwierdził niedawno ksiądz Adam Boniecki.

Publikacja: 07.10.2011 20:00

Doprawdy?

Zachęcam redaktora – seniora „Tygodnika Powszechnego" do obejrzenia zdjęć z „Faktu". W jednym z klubów w stolicy Nergal  ubrany w księżowską stułę parodiował uzdrawianie chorych. Mili koledzy  z zespołu Times New Roman przebrali się w piżamy udając chorych i usiedli dla zabawy na wózkach inwalidzkich. Przy skandowanym przez widownię haśle:  „szatan, szatan"  Nergal kładł ręce na głowach „pacjentów", którzy udawali uzdrowienie. Ubaw po pachy. Szkoda tylko, że na klubowym show zabrakło prezesa Juliusza Brauna. Może odegrałby jakąś równie dowcipną scenkę?

 

Obejrzałem z zaciekawieniem film „Pogarda" Joanny Lichockiej i Marii Dłużewskiej. To opowieść o kilku przedstawicielach rodzin smoleńskich, którzy opowiadają, jak traktowane były przez rząd ich próby uczestnictwa w śledztwie i uzyskania od premiera Donalda Tuska jakichś informacji. Trzeba usłyszeć na nowo po wielu miesiącach  rozmaite aroganckie wypowiedzi rzecznika rządu Pawła Grasia czy Stefana Niesiołowskiego, by zrozumieć tytuł filmu.  Bez większego zdziwienia przyjąłem ataki na ten film. Jedni – jak Piotr Śmiłowicz z „Newsweeka" - oburzają się, że film jest nieobiektywny, bo przed kamerę zaproszono tylko część rodzin. Cóż w tym dziwnego? Lichocka i Dłużewska robią film o tych, których coś oburza, którzy mają coś do powiedzenia. Inni nie wyrażają rozgoryczenia i  uważają, że ze śledztwem wszystko jest w porządku. „Gazetę Wyborczą" bawi z kolei użycie w filmie nowej, rockowej wersji „Pieśni konfederatów barskich" Słowackiego. „Przeciw rodzinom smoleńskim – kpi „Gazeta" – tak jak w „Pieśni konfederatów" – „na smokach wojska latające" i „władza mocarzy". W teledysku te siły uosabiane są głównie przez strażników miejskich sprzątających znicze i policjantów odgradzających kordonem Pałac Prezydencki w gorących dniach „obrony krzyża".

Takie to śmieszne i absurdalne? Nikt strażników nie instruuje,  kiedy nie ingerować, a kiedy wyzbierać każdy tulipan? Nie sposób odczuć władzy żadnych mocarzy? To dlaczego wraku Tu-154 nie udaje się sprowadzić do Polski od półtora roku?

Wyszedł kolejny tom dzieł zebranych Stefana Kisielewskiego zawierający tzw. powieści warszawskie. Jedna z nich to zapomniana i  przemilczana powieść „Zanim nadejdzie śmierć" wydrukowana dotąd tylko raz w dziełach wybranych Kisiela z 1995 roku.

Akcja toczy się między jesienią 1989 roku, gdy powstaje rząd Tadeusza Mazowieckiego a jesienią 1990 roku gdy szefem MSW jest już Krzysztof Kozłowski. Akurat wtedy, gdy wszyscy wokół ogłaszają  wolną Polskę,  Kisiel – bo bohater sprawia wrażenie alter ego samego Stefana Kisielewskiego – jadąc na Powązki spotyka znajomą, ale  zawsze dlań tajemniczą postać – Jana Kazimierza Morleja.

Kisiela jako miłośnika tajemnic komuny i  uważnego obserwatora  warszawskiego światka zawsze intrygowała obecność Morleja na rautach dyplomatycznych. Szeptano o nim, że jest szychą PRL-owskiego wywiadu. Teraz, gdy komunizm nad Wisłą się rozsypuje, Kisiel uznaje, że ciekawie byłoby przyjąć zaproszenie od Morleja „na herbatkę". Zaczyna szukać Morleja pod adresem na wręczonej mu wizytówce i po jakimś czasie  wpada po uszy w intrygę, w której pojawia się nawet trup.

Nagle wychodzi na jaw, po co Morlej wciągał go w swoje sieci. Potrzebuje wyjechać z Polski, a Kisiel zna od lat nowego szefa MSW Krzysztofa K. Morlej chce skorzystać z tej znajomości, bo chce, by wydano mu paszport, mimo że jest żywą encyklopedią wiedzy o tajnych służbach.

Polecam „Zanim nadejdzie śmierć", bo to mistrzowski opis okresu mazowiecczyzny. Niby PRL się poddaje, ale dawni ubecy mają  mnóstwo atutów  w garści. A ludzi z nowej solidarnościowej ekipy rozgrywają jak dzieci. Sam fakt, że powieść została nieukończona i urywa się w połowie zdania,  jest niepokojącą puentą tej ostatniej, niezwykle  gorzkiej opowieści Kisiela.

Doprawdy?

Zachęcam redaktora – seniora „Tygodnika Powszechnego" do obejrzenia zdjęć z „Faktu". W jednym z klubów w stolicy Nergal  ubrany w księżowską stułę parodiował uzdrawianie chorych. Mili koledzy  z zespołu Times New Roman przebrali się w piżamy udając chorych i usiedli dla zabawy na wózkach inwalidzkich. Przy skandowanym przez widownię haśle:  „szatan, szatan"  Nergal kładł ręce na głowach „pacjentów", którzy udawali uzdrowienie. Ubaw po pachy. Szkoda tylko, że na klubowym show zabrakło prezesa Juliusza Brauna. Może odegrałby jakąś równie dowcipną scenkę?

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Czwarty Polak w kosmosie. Czy to dobrze wydane setki milionów?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Spokój w Iranie to jeszcze nie pokój
Komentarze
Jacek Czaputowicz: W sprawie Iranu Polska pokazała, na co ją stać
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Trump kontra Iran. Król NATO zrobi wszystko dla Izraela
Komentarze
Iran a sprawa wyborów w Polsce. Nie podpalajmy kraju, gdy świat płonie