Żadnego obnażania niedoskonałości swojego lidera, żadnego dociekania, gdzie się podziała kasa z nieruchomości, nie mówiąc o poniżaniu swojej pani minister i odbieraniu jej stanowiska z tak błahego powodu, jak przegrana w wyborach.
Jest tylko jedna partia, która potrafi zachować styl i nie przekreśla szefa Kancelarii Premiera, mimo że wyborcy próbowali wygumkować go z mapy politycznej kraju. Jest jedna partia, która zachowuje godność i z wyższością patrzy na żenującą szarpaninę małych klubów walczących o sejmowe gabinety. Choć ta jedna partia trzyma fason, a przecież mogłaby się zniżyć do poziomu barbarzyńców z PiS i SLD.
Jedna frakcja mogłaby na przykład zaatakować drugą frakcję – ministra Grabarczyka – podstępnym pytaniem: skoro już wiemy, że to nie Chińczycy ani zła pogoda, ale papierologia sprawiła, że nie ma na czas autostrad, to czym ty się, kochany, zajmowałeś, jeśli nie usprawnianiem procedur?
Ale Europejczyk nie zahaczy tak Europejczyka. Uśmiechnie się dobrotliwie i zapewni: postaramy się bardziej.
Złośliwcy ślęczący nad wypisanymi małym drukiem danymi statystycznymi spytaliby: a jak to się stało, że pięć lat temu Narodowy Fundusz Zdrowia wypłacał szpitalom 30 mld na służbę zdrowia, dziś wypłaca 57 mld, a kolejki do zabiegów są dłuższe? Czy ma to jakiś związek, moja droga pani minister, z tym, że służba zdrowia 80 proc. środków przeznacza na płace, żeby przed wyborami uciszyć lekarzy, zamiast więcej wydawać na pacjentów?