Jeśli za około dwa lata - tyle średnio trwa rozpatrywania sprawy w TK - sędziowie uznają ją za niezgodną z ustawą zasadniczą, budżet będzie musiał wypłacić emerytom i rencistom, którzy nie otrzymają podwyżki pokrywającej inflację, sięgające kilku miliardów złotych wyrównanie.
Jeśli prezydent miał wątpliwości konstytucyjne, mógł po prostu rządowe rozwiązanie zawetować. Tak byłoby najlepiej – psuje ono państwo, system emerytalny, jest niesprawiedliwe, bo karze tych, którzy byli pracowitsi i ociera się o skrajny populizm rodem z PRL. Wtedy obowiązywałyby dotychczasowe zasady podnoszenia świadczeń i nie bylibyśmy jako podatnicy narażeni na konieczność wypłaty wyrównań.
Z politycznych względów – kwotowa waloryzacja to jedna z flagowych zmian z exposé premiera – prezydent nie podjął takiej decyzji. W tej sytuacji mógł zacisnąć zęby, pominąć oczywistą niezgodność tej ustawy z konstytucją i po prostu ją podpisać. Wtedy jednorazowo emerytury i renty wzrosłyby o 71 zł, a od 2013 roku znów obowiązywałby dotychczasowy porządek. Taka decyzja też uchroniłaby nas przed koniecznością wypłaty wyrównań.