W efekcie policja, zamiast szukać złodzieja, który ukradł sąsiadowi rower, sprawdza, czy sąsiad nie ma aby na komputerze nielegalnych plików z grą, w której ścigają się kolarze. Jak ktoś ukradł rower, to ktoś już go nie ma, a ma ktoś inny. A jak ktoś "ściągnął" grę, to jej twórca ma ją nadal, lecz nie ma zysku z tego, że ktoś jej używa. Dlaczego jednak to właśnie ma być w sposób szczególny penalizowane i ścigane?
Prawa autorskie to wymysł cenzorów! W XVI-wiecznej Anglii autorzy nie byli zagrożeni przez pojawienie się prasy drukarskiej (pierwszej na świecie maszyny kopiującej). Wręcz przeciwnie. Była to dla nich wielka szansa na dotarcie ze swoimi dziełami do szerszej grupy odbiorców. To było zagrożenie dla rządu. Nowa technologia ułatwiała rozpowszechnianie dzieł "wywrotowych". Podobnie jak dziś Internet. Utworzono więc cech prywatnych cenzorów Londyńskie Zrzeszenie Sprzedawców Papieru. W zamian za kontrolowanie tego, co było drukowane, zrzeszenie otrzymało przywilej sprzedaży wszystkich druków i konfiskaty wydanych bez pozwolenia. Gdy rząd złagodził cenzurę, członkowie zrzeszenia ukuli teorię, że autorów nie stać na rozpowszechnianie ich dzieł, więc powinni móc sprzedawać swoje prawa tym, którzy będą ich chronić! Pewnie dlatego dziś argumenty obrońców ACTA tak bardzo przypominają mowę... cenzorów.
Z ekonomicznego punktu widzenia nie można przecież mówić o "stratach dla gospodarki", bo pieniądze niewydane na jeden rodzaj dóbr są przeznaczane na coś innego. Jeśli ktoś nielegalnie skopiuje jakiś program, a wyda więcej na piwo, to gospodarka nie traci, a producenci piwa i budżet (z uwagi na podatek akcyzowy pobierany od piwa, a nie od programów komputerowych) nawet zyskują.
Równocześnie przeciwnicy "własności intelektualnej" koncentrują się tylko na jednym jej aspekcie i nie biorą pod uwagę tego, że czym innym jest kopiowanie jakiegoś utworu, a czym innym sprzedawanie go jako własnego albo robienie podróbek. Bo jednak własność istnieje. Piszę to, popijając coca-colę, i nie uważam bynajmniej, że inni producenci cieczy w podobnym kolorze powinni mieć prawo sprzedawania jej w takich samych butelkach. Tylko czy jedno i drugie powinna regulować jedna ustawa? Nie! Dlatego sądzę, że ochrona prawa do butelki może być tylko pretekstem do przywrócenia cenzury.
Autor jest profesorem prawa, adwokatem i prezydentem Centrum im. Adama Smitha