Trwały wzrost bez oszczędności nie jest możliwy, ale nadmierna oszczędność bez wzrostu może zabić gospodarkę" - oświadczył pan premier Tusk w wywiadzie dla włoskiego dziennika „La Repubblica" po wygranym przez polskich polityków z włoskimi 7:2 meczu, w którym strzelił dwie bramki.
Polski premier, podobnie jak nowy prezydent Francji, nie ma zielonego pojęcia, skąd się bierze „wzrost". On się nie bierze z oszczędności. Ani też z wydawania. On się bierze z pracy. Oszczędza się część tego, co się wytworzyło i czego się nie skonsumowało! Zmniejszanie długu nie jest „oszczędzaniem". Chyba że chodzi ewentualnie o oszczędzenie na odsetkach.
Prawdziwy dylemat jest więc dziś taki: zrozumiemy, jakie są źródła bogactwa narodów, czy będziemy się nadal upierać, że bierze się ono z „budżetu", czyli z niczego. Budżet to plan dochodów i wydatków, a nie źródło wzrostu gospodarczego! Czy bogatszy będę wówczas, gdy obronię w sądzie swojego klienta, wynegocjuję dla niego korzystną umowę, napiszę nową książkę albo felieton, czy wówczas, gdy ułożę swój budżet tak, że co miesiąc będę wydawał więcej, niż zarobiłem? Czy ktoś mi pożyczy, żebym mógł przyczynić się do tak pojmowanego „wzrostu"? Mnie nie.
Ale „przywódcy" współczesnego świata (z wyjątkiem przywódców Chińskiej Republiki Ludowej) wierzyli dotąd, że im będzie miał kto pożyczać w nieskończoność. Może nawet nie dlatego, że ich wydatki, w odróżnieniu od moich, lepiej się do wzrostu przyczynią (choć taka wiara też jest silna wśród niektórych makroekonomistów), ale głównie dlatego, że zawsze mogą oni wysłać do mnie poborców podatkowych, żeby mieć z czego spłacić swoje długi wierzycielom.
Okazało się jednak, że wiara wierzycieli w to, że udzielane przez nich rządom kredyty zawsze będą obsługiwane, znacząco słabnie. Dziś więc mamy inny dylemat: drukować nowe pieniądze, skoro nie można ich już od nikogo pożyczyć na rozsądny procent, czy nie drukować? Może drukować? Tylko w tradycyjny sposób. Dzięki temu stworzymy w drukarniach nowe miejsca pracy, wykreujemy popyt na papier, farbę drukarską i energię elektryczną, co, zgodnie z dominującą popytową teorią ekonomiczną, powinno spowodować szybszy wzrost gospodarczy? Bo przecież kolejnego Stadionu Narodowego, którego budowa przyczyniła się do wzrostu PKB w 2011 roku, chyba nie będziemy budować.