O przyszłym losie szpitali miała zadecydować dopiero ich kondycja finansowa na koniec tego roku.
Okazuje się jednak, że dyrektorzy gorzej prosperujących placówek już dziś robią wszystko, by poprawić ich rentowność, co zaczęło wywoływać ostre napięcia. Protestują lekarze, pielęgniarki oraz pozostały personel - zarówno medyczny, jak i administracyjny. Wiele wskazuje na to, że wkrótce wybuchnie konflikt, wobec którego kryzys refundacyjny może się okazać drobnym problemem.
W przypadku ustawy refundacyjnej centrum konfliktu znajdowało się gdzieś między NFZ a Ministerstwem Zdrowia. Nowy kryzys nie będzie miał swojego centrum, będzie odbywał się pomiędzy dyrektorami szpitali a ich pracownikami. Będzie nim znacznie trudniej zarządzać i przezwyciężyć jego skutki.
W powietrzu wisi też konflikt z lekarzami, którzy odmawiają podpisywania z Narodowym Funduszem Zdrowia nowych kontraktów. Powód? Fundusz zawarł w nich zapisy o finansowych karach dla medyków. Karach, które po protestach i paraliżu służby zdrowia zostały wykreślone właśnie z ustawy refundacyjnej.
Tlący się bunt w służbie zdrowia nie jest już wyłącznie problemem jej samej, lecz staje się wyzwaniem dla polityków. Przezwyciężenie jego skutków wymagać będzie wielkiej determinacji ze strony całego rządu, a szczególnie Ministerstwa Zdrowia.