Mamy świadczenia kompensacyjne, rolnicze, pomostowe, górnicze, żołnierskie, policyjne, dla funkcjonariuszy, sędziów, prokuratorów. Teraz rząd, przy okazji podwyższenia wieku emerytalnego, zafundował nam jeszcze tzw. emerytury częściowe. Nawet ekspertom coraz trudniej już połapać się w tym kosztownym rozgardiaszu.

Te wszystkie odstępstwa to nie tylko dodatkowy wydatek, na który nas nie stać - same emerytury górnicze kosztują rocznie ok. 4 mld zł, akurat tyle, ile potrzeba na zapewnienie wszystkim dzieciom w Polsce miejsca w przedszkolu. To także zachęta do roszczeń. Jeśli część osób widzi, że inni wyrwali coś dla siebie, też zaczyna głośno krzyczeć. Często udaje im się coś wywalczyć, co dodatkowo psuje zaufanie do państwa.

Wcześniej czy później wszystkie te wybryki jednak się skończą. Na razie żyjemy w iluzji, że można to wszystko jakoś sfinansować. Ta magiczna wiara rozsypie się w zderzeniu z demografią. Za kilka lat trzeba będzie po kolei likwidować kolejne odstępstwa albo podnosić podatki, aby ten skomplikowany system sfinansować. Tyle że po drodze zdusimy wysokimi kosztami pracy wzrost gospodarczy, kolejny milion Polaków wyjedzie do pracy za granicę, zafundujemy sobie permanentne bezrobocie na poziomie kilkunastu procent.

Lepiej już teraz wprowadzić prosty system emerytalny, w którym wszyscy bez wyjątku płacimy niewysokie zryczałtowane składki, dzięki czemu zostaje nam w kieszeni więcej pieniędzy, a w zamian możemy liczyć na niskie świadczenie w późnym wieku. To sprawiedliwsze i bardziej przyjazne dla obywateli i gospodarki niż kuglowanie przywilejami.