Witamy w klubie szaleńców

Aktualizacja: 20.06.2012 16:04 Publikacja: 20.06.2012 15:59

Witamy w klubie szaleńców

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Dominika Wielowieyska z "Gazety Wyborczej" zapisała mnie do klubu szaleńców. Stało się to po opublikowaniu przeze mnie w "Rzeczpospolitej" felietonu, gdzie wskazałem, kto tworzy prawdziwy klub szaleńców (choć nie użyłem tego określenia – to autorski wynalazek Wielowieyskiej). Otóż prawdziwy klub szaleńców tworzą ci, którzy w kilka czy nawet kilkadziesiąt godzin po śmierci jednej z najlepiej ustawionych w Polsce w sensie znajomości i wiedzy osób orzekają, iż jedynym niewariackim wyjaśnieniem tejże śmierci jest samobójstwo, popełnione oczywiście z powodów ściśle osobistych. A tak właśnie orzeka gazeta, w której pracuje Wielowieyska oraz inne sprzyjające rządowi media.

Pewien dziennikarz "Wyborczej" – co prawda tylko z oddziału krakowskiego, ale jednak – wyznał mi nawet na Twitterze, że on jest coraz mniej ciekaw przyczyn śmierci generała. Oto postawa godna nieszaleńca i nieoszołoma, całkiem jak w przypadku katastrofy smoleńskiej: nie dociekać, nie widzieć niczego dziwnego, nie zadawać pytań. Samobójstwa się po prostu zdarzają, a ludzka psychika jest niezbadana. Zaiste, wśród czołowych dziennikarzy prorządowego nurtu występuje zadziwiający brak zawodowej ciekawości.

Oczywiście brak ten jest on wybiórczy. Ich zawodowa ciekawość prowadzi ich do tworzenia najbardziej absurdalnych teorii w sprawie Barbary Blidy, gdzie mimo wieloletnich poszukiwań prokuratura nie dopatrzyła się śladu udziału osób trzecich. Ale jakoś tamtego przypadku dziennikarze owi nie chcą uznać za zwykłe samobójstwo – powtarzam – lata po tym, jak do niego doszło i po gruntownym śledztwie w tej sprawie. Całkiem inaczej niż w przypadku Petelickiego, w którego sprawie śledztwo dopiero rusza. Tu nawet próba postawienia pytań jest przez nich uznawana za szaleństwo.

Według Dominiki Wielowieyskiej, aby zapisać się do klubu szaleńców, wystarczy przypomnieć, iż każda hipoteza jest uprawniona, a śmierć kogoś takiego jak Petelicki to jednak coś innego niż śmierć Jana Kowalskiego, który był, dajmy na to, sprzedawcą w sklepie rybnym, żona zdradziła go z kolegą, a polityką nigdy się nie interesował. Uważa także, że szaleństwem jest stwierdzenie, iż w ostatnich latach mieliśmy kilka tajemniczych śmierci samobójczych – w tym kontekście wymieniłem Grzegorza Michniewicza i Andrzeja Leppera. Wielowieyska nie dostrzega w tych zgonach niczego niejasnego.

Obraz świata, jaki ma Wielowieyska, jest cudownie prosty. Ot, ludzie się czasem zabijają. A że jeden był dyrektorem generalnym Kancelarii Premiera, przez ręce którego przechodziły najtajniejsze dokumenty, drugi zaś przez kilka lat centralną postacią polskiej polityki – to po prostu taki traf. W końcu okazało się, że generała Papałę też zabił jakiś przypadkowy złodziej samochodów. No po prostu pech. Nieszczęścia chodzą po ludziach.

Przy czym Wielowieyska i jej koledzy z prawdziwego klubu szaleńców uparcie zapominają, że fakt, iż samobójcy nikt fizycznie nie pomagał – czyli nie przyłożył mu pistoletu do skroni ani nie założył stryczka na szyję – nie oznacza, że nikt go do targnięcia się na własne życie nie nakłonił lub nie zmusił. Takie osoby można ścigać i karać – służy do tego art. 151 kodeksu karnego: "Kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5". Stawianie pytań o to, czy ten artykuł może mieć zastosowanie, czy komuś zależało na śmierci generała, jaką posiadał wiedzę i dla kogo mogła być groźna – wszystko to nie jest żadnym szaleństwem, ale prostym i oczywistym zastosowaniem zasad logicznego myślenia oraz dziennikarskiej dociekliwości. Przy czym nie można też wykluczyć, że faktycznie mieliśmy do czynienia z samobójstwem przez nikogo nie inspirowanym.

Przykro mi, że Dominika Wielowieyska tego wszystkiego nie rozumie, a tym samym zapisuje się do klubu szaleńców. Prawdziwych szaleńców.

Dominika Wielowieyska z "Gazety Wyborczej" zapisała mnie do klubu szaleńców. Stało się to po opublikowaniu przeze mnie w "Rzeczpospolitej" felietonu, gdzie wskazałem, kto tworzy prawdziwy klub szaleńców (choć nie użyłem tego określenia – to autorski wynalazek Wielowieyskiej). Otóż prawdziwy klub szaleńców tworzą ci, którzy w kilka czy nawet kilkadziesiąt godzin po śmierci jednej z najlepiej ustawionych w Polsce w sensie znajomości i wiedzy osób orzekają, iż jedynym niewariackim wyjaśnieniem tejże śmierci jest samobójstwo, popełnione oczywiście z powodów ściśle osobistych. A tak właśnie orzeka gazeta, w której pracuje Wielowieyska oraz inne sprzyjające rządowi media.

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka