Trudno opędzić się od skojarzeń z zapłakaną posłanką Sawicką, błagającą publicznie szefa CBA, by jej "nie zabijał". Niestety, takie skojarzenie prowadzi do zupełnie niepoprawnych wniosków, bo przypomina, że posłanka została jednak w końcu przez sąd skazana, a legenda o jej rzekomym uwiedzeniu i wykorzystaniu była tylko, jak to nazywa recydywa, "bajerem".
Godne uwagi jest jednak, że przy tej okazji premier zapewnił, iż jego syn jest człowiekiem "uczciwym i szczerym". To bez wątpienia wiarygodne zapewnienie, zważywszy, że "premier nigdy nie kłamie". O tym z kolei zapewnił nas niedawno jego rzecznik, Paweł Graś.
Pan Graś ma szczególne kwalifikacje, by nas upewniać o prawdomówności przełożonego nie tylko jako jego rzecznik, ale przede wszystkim jako człowiek, który podpisywał poświadczające nieprawdę, antydatowane dokumenty zatrudniającej go spółki, a następnie kłamał w prokuraturze, że jego podpis na tych dokumentach został sfałszowany. Przypomnijmy, że prokuratura powołała wtedy biegłych grafologów, którzy ustali, iż podpis pana Grasia jest niewątpliwie autentyczny - po czym, najwyraźniej przestraszywszy się logicznych konsekwencji własnej ekspertyzy, sprawę przeciwko rzecznikowi rządu czym prędzej umorzyła.
Zapewnienie pana premiera o szczerości i uczciwości jego syna przychodzi w samą porę, bo oto Polak - nawet taki, który czyta tylko gazety jedynie słuszne - zdążył się już dowiedzieć, że ten szczery i uczciwy potomek pracując w gazecie jednocześnie, ukrywając to przed nią, brał pieniądze od szemranego biznesmena i udzielał w jego mieniu sobie samemu odpowiedzi na pytania, które mu zadawał w imieniu swej redakcji. Oszukiwał więc i gazetę, i czytelników, budując na ich użytek wizerunek grandziarza jako godnego zaufania biznesmena. Oszukiwał też kolejnego swojego pracodawcę, przekazując jego handlowe tajemnice wspomnianemu grandziarzowi.
Gotów jestem zgodzić się, że panu Michałowi Tuskowi (vel Józefowi Bąkowi) należy się wyrozumiałość. Skłonność do mijania się z prawdą jest w jego wypadku prawdopodobnie obciążeniem dziedzicznym. Sprawa syna premiera, przynajmniej w świetle tego co wiemy do tej chwili, nie ma kluczowego znaczenia dla okradzenia klientów "Amber Gold" i linii lotniczej "OLT Express", i nie nosi znamion nadużycia przez Tuska-seniora władzy, choć "ostrzeżenie" syna przeczy zapewnieniom, że premier o niczym nie wiedział. Ktoś inny na miejscu Donalda Tuska ograniczyłby się do bagatelizowania roli odegranej przez syna w całej sprawie, ale premier nie idzie na łatwiznę. Zapewnia nas o jego szczerości i uczciwości.