Wszyscy dziś pamiętają stare hasło: „By żyło się lepiej!". Co prawda nie wszystkim, ale – zgodnie ze starą liberalną zasadą – należy liczyć, że skoro liderom PO żyje się lepiej, wkrótce będzie tak z milionami Polaków. I z pewnością docenią to, że Platformie udało się zrealizować obietnicę mimo potężnego kryzysu.
Jak donosi „Newsweek", w ostatnich trzech latach Platforma na ubrania wydała ćwierć miliona złotych. Na stylistów poszło 100 tys., i tyle samo wynoszą rachunki ze sklepu z winem i cygarami. Do tego dorzućmy jeszcze 200 tys. na restauracje z partyjnych pieniędzy, z których lwia część pochodzi wprost z naszych podatków. Z partyjnych środków opłacana jest również karta benzynowa do tankowania toyoty avensis, którą w weekendy po Sopocie jeździ premier (w pozostałe dni auto też jest do dyspozycji jego rodziny). Żeby nie było wątpliwości – także boisko, na którym Donald Tusk gra w piłkę z kolegami, opłacane jest z partyjnej kasy, a więc poniekąd z pieniędzy obywateli.
Zdaniem skarbnika PO wszystkie te wydatki były „realizacją celów statutowych". Dzięki temu oświadczeniu, po 10 latach, od kiedy Platformą kieruje Donald Tusk, Polacy mogli się dowiedzieć, że owo wyśmiewane przez kabareciarzy i opozycję namiętne „haratanie w gałę", któremu oddaje się szef rządu, jest wprost realizowaniem przez niego statutu PO.
Cóż, dziś wiemy, że premier podjął natychmiastowe działania zaradcze. Jeszcze w zeszłym tygodniu, uprzedzając publikację „Newsweeka", uległ podczas partyjnej gry w piłkę kontuzji. Dzięki usztywnionej kostce przez jakiś czas Platforma zaoszczędzi sporo pieniędzy przynajmniej na wynajem stadionu. Premierowi oczywiście życzymy zdrowia. A gdy już będzie mógł znów biegać i grać w piłkę – przemyślenia zasad, według których jego partia wydaje budżetowe pieniądze. Od zeszłego tygodnia wiemy, że partie wydają miliony złotych na partyjne struktury, przelewają setki tysięcy złotych firmom zajmującym się PR, że większość ugrupowań – od PO przez PiS po SLD – opłaca dziennikarzy i utytułowanych profesorskimi tytułami komentatorów. Wiemy też o tym, że lider PiS wydaje rocznie z publicznych pieniędzy milion złotych na ochronę. I wnioskiem z tego zamieszania nie może być populistyczna decyzja o likwidacji finansowania partii z budżetu. Nie, partie muszą mieć do dyspozycji pieniądze na działalność. Ale za wino, cygara i garnitury w czasie kryzysu politycy mogliby płacić sami.
Lekarstwem wydaje się jedynie większa transparentność. Gdyby PKW publikowała na stronach każdą fakturę opłacaną przez partie polityczne, politycy ze wstydu nie wydawaliby publicznego grosza na nocny klub ani na ciuchy.