Reklama

Czy czeka nas brak prądu?

W cieniu kłótni o to, kto polskiej gospodarce sprezentował pakiet klimatyczny – Tusk czy Kaczyńscy – w najlepsze trwa energetyczne zamieszanie innego rodzaju. Europosłowie poparli pomysł unijnej komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard, by zmniejszyć pulę dostępnych na rynku pozwoleń na emisję CO2. Cel: podbicie cen tych pozwoleń.

Aktualizacja: 04.07.2013 03:31 Publikacja: 04.07.2013 03:31

Czy czeka nas brak prądu?

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Z kolei Aleksander Grad, były minister skarbu, a obecnie szef spółki mającej budować polską siłownię jądrową, stwierdził, że uruchomienie jej w 2024 roku jest jak najbardziej realne. To novum, gdyż wyglądało na to, że polski atom coraz bardziej jest pieśnią nieokreślonej przyszłości. Dał to niedawno do zrozumienia sam premier.

Owszem, obie rzeczy można potraktować w kategoriach wojenki lobby przemysłowego z ekologicznym, kolejnych dziwnych pomysłów Brukseli czy europarlamentarzystów, a deklaracje byłego ministra skarbu jako po prostu kolejne deklaracje. Tylko że na końcu tego zamieszania jest polski konsument, którego mogą czekać kłopoty. Na przykład brak prądu.

Na razie tego rodzaju groźba minęła, ale powróci w momencie poprawy koniunktury. A polski system energetyczny już parę razy był na krawędzi wywrócenia się, choćby podczas pewnego upalnego lata w połowie zeszłej dekady, kiedy do zwykłego zużycia prądu dołożyły się setki tysięcy klimatyzatorów.

Co paradoksalne, tej groźby nie cofnie zapowiedź Grada dotycząca budowy elektrowni atomowej. Raczej dołoży się do ogólnego energetycznego bałaganu. Co jest priorytetem? Na co stawia rząd? Węgiel i dokładamy do tego energię jądrową? A gaz? A energetyka odnawialna?

Ten brak wiedzy przekłada się na decyzje inwestycyjne, a raczej ich brak. Po co bowiem na przykład inwestować w węgiel na większą skalę, kiedy mamy w perspektywie prąd z atomu? Sytuację jeszcze bardziej pogorszyli europosłowie – postanowili zaingerować w rynek, który stworzyła sama Bruksela, czyli wspomnianych pozwoleń na emisję CO2. Administracyjne ograniczenie ich podaży każe zadać kolejne pytanie: ile będzie kosztował prąd.

Reklama
Reklama

Biznes nie lubi zbyt wielu znaków zapytania, a ryzyko, które jest w stanie ponieść, ma swoje granice. W przypadku kosztownych inwestycji energetycznych oznacza to po prostu marazm. Przestarzałe bloki energetyczne nie staną się bardziej sprawne same z siebie. Dlatego zdecydujmy się przynajmniej na to, na co mamy wpływ. Nie przedłużajmy stanu, który najlepiej definiują szefowie zagranicznych firm działających w naszym kraju. Na pytanie, co zamierzają robić w Polsce, odpowiadają dosyć zgodnym chórem: nic, czekamy.

Z kolei Aleksander Grad, były minister skarbu, a obecnie szef spółki mającej budować polską siłownię jądrową, stwierdził, że uruchomienie jej w 2024 roku jest jak najbardziej realne. To novum, gdyż wyglądało na to, że polski atom coraz bardziej jest pieśnią nieokreślonej przyszłości. Dał to niedawno do zrozumienia sam premier.

Owszem, obie rzeczy można potraktować w kategoriach wojenki lobby przemysłowego z ekologicznym, kolejnych dziwnych pomysłów Brukseli czy europarlamentarzystów, a deklaracje byłego ministra skarbu jako po prostu kolejne deklaracje. Tylko że na końcu tego zamieszania jest polski konsument, którego mogą czekać kłopoty. Na przykład brak prądu.

Reklama
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Sojusz Trump-Putin. Do jakich nacisków może się posunąć amerykański prezydent?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Nowa Jałta, a sprawa polska. Mamy jeszcze czas, by się przeciwstawić
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Karol Nawrocki z prezentem od Donalda Trumpa. Donald Tusk musi się cofnąć
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Aferka KPO. Czy wystarczy nie defraudować?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki rozmawiał z Donaldem Trumpem dzięki kanclerzowi Niemiec
Reklama
Reklama