Nie komentowałbym tej sprawy, gdyby nie tytuły piątkowej internetowej „Gazety Wyborczej", które nachalnością chcą chyba utrzymać gasnący żar tej quasi dyskusji wokół praskiego arcybiskupa.
Oto one: — „Abp Hoser odkrył Kościół wstydem. Powinien publicznie przeprosić" (obok zdjęcie arcybiskupa); — „ KS. LEMAŃSKI UJAWNIŁ, CO ZROBIŁ ABP HOSER W CZASIE ROZMOWY W STYCZNIU 2010 R. Jawny antysemityzm z deptaniem godności człowieka - Szostkiewicz o słowach abpa Hosera" (zdjęcie publicysty); — „Piorunujące wrażenie, mentalność księży się nie zmienia" - publicyści po wyznaniu ks. Lemańskiego" (obok zdjęcia księdza i arcybiskupa).
Nowością z tym serialu (chciałoby się powiedzieć operze mydlanej, gdyby nie chodziło o poważną rzecz), jest to, że po szeregu publicznych wystąpieniach w których ks. Lemański obsesyjnie, w każdym razie jak mantrę, powtarzał ogólnik o „niestosownym zachowaniu" wobec niego biskupa podczas ich spotkania w 2010 r., przeprosił wczoraj w pewnym zakresie przełożonego. Otóż w TOK FM odniósł się do tego dwuznacznego sformułowania, w czym „dociekliwe" media dopatrywały się wątków seksualnych, że było ono nieuprawnione i krzywdzące dla arcybiskupa, a za sprowokowanie tego typu domysłów przeprasza arcybiskupa.
To godne odnotowania słowa, które, miejmy nadzieję, nie mają charakteru taktycznego, i ukrócą ten żałosny medialny serial. Ale nie ksiądz w tej sprawie jest najważniejszy. Ludzi zranionych (w pracy, w rodzinie, wśród znajomych), czy takich, który wydaje się, że zostali zranieni, wreszcie takich, którzy to sobie uroili, są tysiące jeśli nie miliony. Problem polega na tym, że na naszych oczach stacje telewizyjne i prasa produkowały serial insynuacji.
Pomawianie kogoś, a tym bardzie osobę na wysokim stanowisku, o postępowanie które może poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania, stanowi przestępstwo zniesławienia, zagrożonego, jeśli odbywa się w mediach, karą do roku więzienia (art. 212 Kodeksu karnego). Nie ma przestępstwa tylko wtedy, gdy zarzut jest prawdziwy i służy obronie społecznie uzasadnionego interesu lub dotyczy postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną. Dodajmy, że gdyby zarzut dotyczył seksu, jak przez jakiś czas sugerowano, to ta sfera nie może być badana, tu nie ma wyjątku dla niekaralności. Formalnie rzecz biorąc pytania zmierzające w tę stronę stanowiły więc nakłanianie księdza do popełnienia przestępstwa.