Polacy nie decydują się na dzieci, bo boją się kryzysu, brakuje im poczucia stabilizacji. Część samorządowców już się obudziła i wprowadza na swoim terenie tzw. Karty dużych rodzin. Zaangażował się też prezydent, który promuje Ogólnopolską Kartę Dużej Rodziny, która uprawniałaby wielodzietnych do ulg, np. w komunikacji.
Jednak jak zwykle w Polsce musi pojawić się jakieś „ale". Rzecznik praw obywatelskich uznaje bowiem, że część tych kart dyskryminuje biedniejsze rodziny z jednym dzieckiem, które muszą się zrzucać na zniżki dla bogatszych.
Gdzie problem? Otóż według RPO kryterium liczby dzieci jest uzasadnione tylko wówczas, gdy celem jest zwiększenie dzietności. Ale jeśli celem programu jest wspieranie rodzin w trudnej sytuacji majątkowej, w tym wielodzietnych, to przyznanie karty bogatej rodzinie z trójką dzieci i jednoczesne nieprzyznanie jej rodzinie biednej, ale z jednym dzieckiem – jest dyskryminujące.
O kryteriach przyznawania ulg dla dużych rodzin można i trzeba dyskutować. Ale argument o dyskryminacji wydaje się nietrafiony. Urzędnicy zapominają, że biedne rodziny z jednym dzieckiem często są już beneficjentami ośrodków pomocy społecznej. Na pomoc dla nich składają się także bogatsze rodziny wielodzietne. Podważanie zasadności gminnych programów przez RPO jest nie na miejscu. Od urzędników rzecznika powinniśmy raczej oczekiwać pomysłów na systemowe rozwiązania.
Sama Karta dużej rodziny kwestii demografii oczywiście nie załatwi. Niewielka zniżka na bilet do kina lub teatru do posiadania większej liczby dzieci raczej nie zachęci. A Polska potrzebuje spójnego, atrakcyjnego i dogłębnie przemyślanego programu promocji wielodzietności. Zmian w systemie podatkowym, mobilizacji, działań niestandardowych. Nie będzie ich bez przebudzenia się polityków, organizacji pozarządowych, a także rzecznika praw obywatelskich.