Sprawa budzi szczególne zainteresowanie nie tylko dlatego, że mieliśmy do czynienia z eksterminacją polskiej inteligencji wykonaną na polecenie najwyższych władz sowieckich. Katyń dla Polaków był symbolem zbrodniczości komunistycznego systemu i jego totalnego zakłamania – bo choć wszyscy nad Wisłą wiedzieli doskonale, kto zabił polskich jeńców, to głośno o tym mówić nie było wolno. Temperaturę emocji podniosła jeszcze katastrofa smoleńska, w której zginął polski prezydent i towarzyszące mu osoby lecące uczcić pamięć ofiar zbrodni katyńskiej.
I choć od 1989 roku oficjalnie władze sowieckie, a następnie rosyjskie nie twierdzą już, że mordu dokonali Niemcy, to sposób, w jaki było prowadzone śledztwo za naszą wschodnią granicą (kwalifikacja prawna, mnożenie wątpliwości co do przebiegu wydarzeń, a nawet co do faktu rozstrzelania polskich oficerów, utajnianie dokumentów, umorzenie sprawy) nie mógł budzić zaufania i zamiast odpowiedzieć na wiele pytań, spowodował, że pojawiały się kolejne.
Nadzieją na skłonienie Rosji do przeprowadzenia rzetelnego śledztwa wydawał się Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Jego wczorajsza decyzja o umorzeniu sprawy – z powodów proceduralnych – świadczy paradoksalnie o tym, że sędziowie Trybunału są w pełni świadomi, czym była zbrodnia katyńska. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, iż dla sporej części zachodniej opinii publicznej ważniejsze od prawdy jest niedrażnienie rosyjskiego niedźwiedzia.
Gdyby Trybunał w Strasburgu wydał odmienny wyrok, wcale nie musiałoby to oznaczać wznowienia śledztwa prowadzonego w Rosji, a tym bardziej tego, że przyniosłoby ono efekty. Kreml nie ma w zwyczaju ulegania naciskowi instytucji takich jak Trybunał Praw Człowieka. Warto się więc cieszyć z tego, co osiągnęliśmy: a udało nam się w Europie nagłośnić sprawę zbrodni katyńskiej tak bardzo jak nigdy dotąd.
"Strasburg zasłonił się paragrafami"