Reklama
Rozwiń

Soczi bez polityków

Sportowy bojkot igrzysk olimpijskich jest absurdem, do tego krzywdzącym sportowców, którzy przez cztery lata czekali na tę najważniejszą dla nich imprezę.

Publikacja: 17.12.2013 07:00

Niezależnie od politycznych okoliczności trudno zakazywać im, by dziś, w pełni sprawni fizycznie i przygotowani kondycyjnie, w szczycie swych możliwości rezygnowali z udziału w olimpiadzie. Byłoby to po prostu nieludzkie, bo osobisty koszt bojkotu igrzysk dla każdego sportowca jest gigantyczny. To nie oni wybierali kraj, w którym ma się odbyć ta impreza.

Z politykami sytuacja jest zupełnie inna. Oni jadą na olimpiadę z dwóch powodów. Po pierwsze, by złapać kilka sondażowych punktów w blasku swoich rodaków zdobywających medale. Wiadomo, że na wspólnym zdjęciu z Kamilem Stochem czy Justyną Kowalczyk polityk stracić nie może. Także wywiad udzielony telewizji wśród kibiców w euforii, w otoczeniu biało-czerwonych szalików, zawsze się przyda. I trudno wymagać od polityków, by nie skorzystali z takiej okazji do podreperowania swoich sondaży.

Drugi powód wyjazdów polityków na igrzyska jest bardziej ludzki – każdy chętnie zobaczy tak wyjątkową imprezę, zwłaszcza jeśli zostanie ugoszczony jako VIP i nie zapłaci za to z własnej kieszeni ani grosza. I trudno politykom robić wyrzuty, że to lubią.

Oba te powody są jednak niewystarczające, by jechać akurat do Soczi.

Piszemy dziś w „Rz" o politykach, którzy na te igrzyska jechać nie zamierzają. Jedni nie chcą wspierać mocarstwowej polityki Rosji, a ta przy okazji olimpiady będzie widoczna wszędzie. Rosjanie wykorzystają taką propagandową szansę w stu procentach. Soczi będzie dla nich ukoronowaniem procesu powrotu Rosji do roli supermocarstwa. Każdy polityk obecny na igrzyskach, czy tego chce, czy nie, będzie tę kremlowską fetę pieczętował własnym nazwiskiem.

Inni chcą bojkotować olimpiadę, by sprzeciwić się antygejowskiej polityce Rosji, niedawnemu uwięzieniu działaczy Greenpeace'u, morderstwom dziennikarzy czy wsadzeniu do więzienia Chodorkowskiego. Powodów jest dużo i bardzo różnych.

Bez względu na to, który powód wybieramy, politycy w Soczi potrzebni po prostu nie są. Skoro już olimpiada musi się odbywać w Rosji, to niech polityki i polityków będzie tam jak najmniej. Mogą razem z nami wspierać sportowców, oglądając ich w telewizji.

Niezależnie od politycznych okoliczności trudno zakazywać im, by dziś, w pełni sprawni fizycznie i przygotowani kondycyjnie, w szczycie swych możliwości rezygnowali z udziału w olimpiadzie. Byłoby to po prostu nieludzkie, bo osobisty koszt bojkotu igrzysk dla każdego sportowca jest gigantyczny. To nie oni wybierali kraj, w którym ma się odbyć ta impreza.

Z politykami sytuacja jest zupełnie inna. Oni jadą na olimpiadę z dwóch powodów. Po pierwsze, by złapać kilka sondażowych punktów w blasku swoich rodaków zdobywających medale. Wiadomo, że na wspólnym zdjęciu z Kamilem Stochem czy Justyną Kowalczyk polityk stracić nie może. Także wywiad udzielony telewizji wśród kibiców w euforii, w otoczeniu biało-czerwonych szalików, zawsze się przyda. I trudno wymagać od polityków, by nie skorzystali z takiej okazji do podreperowania swoich sondaży.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: Hołownia to tylko pretekst. Tylko Tusk może uratować koalicję 15 października.
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Pyrrusowe zwycięstwo Trumpa
Komentarze
Maciej Miłosz: Wiceminister obrony próbuje sił w stand-upie
Komentarze
Marek Kozubal: Sławomir Cenckiewicz, harcownik na czele BBN
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Po decyzji SN w sprawie wyborów prezydenckich. Polska musi iść do przodu